Wracamy do żywych, coby mieć psychiczne wsparcie w tytułowych kłopotach
Świerzba rzecz jasna nie dało się nie zauważyć, bo Bungo demonstrował trzęsienie głową i drapanie, a kopalnia wyłaziła już na zewnątrz razem z krwią. Byliśmy u weta, czyścimy, kropimy jakimś piekielnie drogim specyfikiem, Luśkę - profilaktycznie - też raz na trzy dni. Lamblie mam na własne życzenie, bo po bytności Czesia (*) postanowiłam sprawdzić, czy się coś nie zalęgło, choć objawów żadnych nie było. No i mam, u obydwóch. Czeka mnie więc wizyta u weta z Luśką, kolejna z Bungusiem no i pakowanie do obu paszczy antybiotyku. Bungo to mały pikuś, ale Luśka nachybnie mnie zmasakruje

Mam więc nauczkę, że przy braku możliwości izolacji nie należy brać tymczasów.
I piękne dzięki dla wszystkich, którzy tu zaglądali
