» Sob kwi 05, 2008 15:28
wczoraj pierwszy raz tak naprawdę miałam do czynienia z kocią tragedią. Zadzwoniła do mnie wetka i spytała się, czy jestem w stanie znaleść domek dla 9-letniej kotki. Właściciele przynieśli ją do uśpienia. Zdrową, miłą kotkę tak po prostu postanowili uśpić. Miałam 10 minut na znalezienie domu. Nogi mi się ugięły, żołądek skurczył i pustka w głowie. Szok.Zadzwoniłam w trzy miejsca i nic. W końcu zadzwoniłam do kuzynki z proźbą by ją przygarnęła. Ma gospodarstwo, lubi koty, a kotka jest wychodząca. Zgodziła się. Szybko organizacją auta i szybka jazda do innego miasta po kotkę. I tu dopiero doznałam szoku. W koszyczku siedziała wystraszona kotka wyglądająca jak moje bliźniaczki. Smutna, wystraszona, bezradna. Obojętna na wszystko. Zabrałam przebadaną kiciurkę, z paką karmy w prezencie od wetki i pojechaliśmy. W nowym domku kotka wyszła z koszyczka, usiadła w oknie i patrzyła bezmyślnie przed siebie. I zaczęłam się zastanawiać, czy dobrze zrobiłam. Czy uratowanie ją od uśpienia faktycznie było dobrym pomysłem. Przecież cały jej świat się rozpadł. Byłam załamana.
W koncu kotka ocknęła się z tego letargu. I strach sprawił,że zaczęła prychać, syczeć. To było przerażające. Była tak bardzo wystraszona.
Kużynka zamknęła kotkę w spokojmym, osobnym pomieszczeniu.
Rano dzwoniłam. Kotka przyszła na wołanie, dała się pogłakać. A ja ciągle myślę, czy uratowałam kotkę, czy po prostu uspokoiłam swoje sumienie.
Ale ta koteczka była naprawdę zdrowa, ma zdrowe ząbki, zdrowe uszka i oczka. Wetka zbadała jej krew i nic złego się nie dzieje.A ja ciągle zastanawiam się, czy dobrze zrobiłam.
Koty żyją akurat tyle, żeby zdążyły spleść się z naszym życiem i zapaść
głęboko w serce. Potem je łamią. Ale ile warte byłoby życie bez nich...Dwie baby i rudy ...