No tak, możecie się śmiać. Dobrze, że Misio twarde bobki wali. Pola robi jeszcze twardsze, kamyki takie, i gdyby to ją Bolek tak podglądał, to miałby guza.
Nabrał nowej manii i włazi za tym biednym Misiakiem do kuwety. Miś ma świętą cierpliwość, ale boję się, że ona też się kiedyś skończy, jak wszystko na tym pełnym błędów świecie.
Poza tym, gdyby ktoś mnie bezustannie podgryzał w pięty, wskakiwał mi na plecy i jeszcze pilnie obserwował, jak kończę proces trawienia, to bym delikwenta wystawiła za okno. Misiowi order uśmiechu i przyjaciół dzieci się należy. (Chociaż to chyba to samo).
Bolek skacze już wszędzie. Potrafi migiem wywindować się na wysokie piętra drapaka, czego Czesio w życiu nie osiągnął.
Ponadto wyżera z misek "dorosłą" karmę i próbuje podjadać pizzę.
Żaden z mirmiłowskich kotów nie splamił się czynem tak haniebnym jak kradzież ludzkiego jedzenia. Żaden i nigdy. Cuda mogłam na stole zostawić i nic (nawet Fluszak z Kicorkiem osłupiały, widząc jak beztrosko zostawiam nasze desery i idę do kuchni kawę robić). A tymczasem Bolek nie tylko usiłuje kraść, nie tylko czyni to dziecięciem w kolebce będąc, ale jeszcze Polę tego procederu nauczył. Polka parę dni temu sprzątnęła mi z talerza kabanosa dłuższego niż ona sama.
