Malutki kuleje, Henio rano znowu miał 40 stopni.
Ale jadły ładnie.
Dziś już będzie auto, więc pojedziemy do wetki.
Berni zasugerowała, że to może być calici (?), co przerabiala u swoich Wicherków, i objawy się zgadzają.
Strasznie się o nie martwię.
Jeszcze dziś na 18.30 wieziemy na sterylkę kotkę mojej uczennicy, z bazarku mam 65 zł, resztę dokładam. Ma to kosztować 130 zł.
No, ale co zrobić. Martwię się też, żeby wszystko było z nią dobrze, niestety odwiozę ją jeszcze w narkozie, bo jak już wcześniej pisałam, nie mogę zabrać jej do lecznicy, z której koty odbieram wybudzone i w dobrej kondycji... Boję się trochę reakcji tych ludzi, że kotka biedna, itp... Mam dla niej kołnierzyk, może się dobrze zagoi. Oby.
Znowu się nawarstwia sporo spraw, domowych, auto w poważnej naprawie

, i gdyby nie moja gadułka, Agacia, byłoby mi dziś smutno...
Ale pogoda jest piękna, takie cudne lato, wreszcie, bez koszmarnych ukropów, to mi się podoba...
Wczoraj o 24 Milusia zaczęła tak szaleć i wciągać wszystkich do zabawy, że spać się nie dało. Mało spałam, bo rano tzreba było wstać i pomierzyć temperaturkę malcom i od razu podać leki.
Się znowu rozpisałam...
