Siean pisze:Tak miało być... czasem są na naszej drodze takie koty, dla których jesteśmy tymi jedynymi, które już po prostu nie zniosłyby kolejnej zmiany...
No właśnie tak myślę.
Jeszcze raz przeanalizowałam okres pobytu Magii u mnie. Teraz, z perspektywy 9 miesięcy widać, jak dużo poszło do przodu, chociaż kroczki były tak malutkie, że niemal nie widoczne.
Pierwszy okres od września do listopada - Magia pod tapczanem, tam je, załatwia się, wogóle nie wychodzi, chociaż napewno nie jest jej tam miło, bo mopem nie sięgam na tyle żeby zupełnie dokładnie srzątnąć, śmierdzi.
Drugi okres od początku listopada do Bożego Narodzenia - Magia w klatce, początkowo wciska się w przeciwległy, zasłonięty kąt gdy zmieniam kuwetę czy podaję jedzenie, potem już mniej, ale nie ma mowy o dotknięciu, gdy ręka za blisko, syczy i atakuje pazurami, nie udało się zachęcić jej do wzięcia przysmaku z ręki czy chociażby z łyżeczki, wciąż się boi. Ostatecznie przed Wigilią uznaję, że jest na tyle lepiej, że nie powinna znowu się schować, ale na wszelki wypadek przed wypuszczeniem jej zastawiam wejścia pod szafy i tapczany.
Okres trzeci od Bożego Narodzenia do dzisiaj - przez pierwsze dni mimo otwartej klatki Magia nie bardzo wychodzi, potem na chwilę i znowu wraca jak do azylu. Stopniowo zamieszkuje na jednym z tapczanów i półce nad nim. Stawiam obok kuwetę, bo na pokój się nie wypuszcza. Powoli, powoli chodzi po pokoju coraz więcej, najpierw widzę to tylko tak przypadkiem, gdy niespodzianie wejdę, Magia wtedy panicznie qraca na "swój" tapczan. Potem nawet gdy jestem schodzi z tapczanu, ale koło mnie boi się przebic, jeżeli już, to w panice. Staram się z nią rozmawiać, albo po prostu jestem niedaleko. Po 2 czy 3 miesiącach zaskakuje mnie gdy znajduję ją na moim tapczanie w drugim pokoju, ale gdy tylko wchodzę, zaraz ucieka.
I tak powoli, powoli do dzisiaj. Nadal nie chce być dotykana, jeżeli uda mi się ją czasem pogłaskać, to tylko tak w przelocie, korzystając z chwili jej nieuwagi. Ale jednak jest różnica. Przedtem robiła wrazenie, że panicznie się boi dotyku, ręki, a teraz, że tylko nie chce. To jednak różnica. Nie robi też wrażenia spiętej. Czasem siedzimy sobie niedaleko i "rozmawiamy" oczami, a oczy ma takie mądre, kotki co dużo, dużo przeżyła, nie to co co czasem nieco gapiowate oczka np. Murzynka.
Z mojej już teraz siódemki cztery trafiłydo mnie jako dorosłe "po przejściach" - Myszka, Agatka, Maniusia czyli Babcia Marianna Sopocianka no i Magia. Wszystkie wiele doświadczyły, wiele przecierpiały, ale jednak Magia ucierpiała najbardziej. Tylko ona została tak bardzo pobita (ślady po połamaniu szczęki widać do dzisiaj, krzywo jej rosną kiełki), potem poparzony pyszczek, szpitalik, w którym nie rozumiała co się z nią dzieje, chwila u pani Eli gdy nawet pozwoliła wziąć się na ręce - i co się okazało? Ręce wsadziły ją do kontenerka (skąd biedula miała wiedzieć, że to dla jej dobra) i wysłały w świat. Co myślała jadąc przez całą Polskę? I znowu nowy dom, nowy człowiek. Teraz już uważa, boi się, że znowu coś się stanie, ale wierzę, że postępy będą się posuwały i za następne 9 miesięcy będzie znowu o wiele lepiej niż dzisiaj.
Jak teraz można by ją skazać na zaczynanie wszystkiego znowu od początku?
A tutaj Magia na oknie za firanką:
I jeszcze dobra wiadomość - Maniusia czuje się wyraźnie lepiej

.