No, ja myślę! Kupiłam mu dzisiaj pyszne witaminki Gimpeta, za które chętnie odsprzedałby kawałek własnego ogona oraz świeżutką, nie używaną jeszcze myszę. Taką piszczącą.
Myszy ci u nas dostatek, ale nie wiedzieć czemu te wymymlane nie nadają się już do użytku.

Tygrysek poszalał, ale nie minęło 10 minut, kiedy przyszedł z pretensjami. Mysz wpadła pod szafę.
Cóż było robić? Wzięłam do ręki muchobijkę - jakby ktoś się pytał, przebój ostatniego sezonu, absolutny TOP ONE, wędka z kolorowymi piórami wysiada. Rzeczonym sprzętem wygrzebałam po upływie dłuższego czasu Kitkową zgubę oraz jeszcze 3 inne ukurzone myszki, dwie bez ogona i jedną bez uszu, za to z jednym okiem. W ślad za myszami na światło dzienne wychynęły dwie kolorowe piłeczki i tuzin małych przedmiotów z dawna uznanych za zaginione, a w żaden sposób nie kojarzących się z zabawkami dla kota.
Ten arsenał znikał pod szafą jeszcza po kilkakroć, za każdym razem wyciągany na najcichsze mrauknięcie przez aspirującą do względów Jaśnie Pana Kota potulną Pańcię.
Punkt kulminacyjny nadszedł przy kolacji. Jemy sobie ze smakiem artystycznie wykonane kanapeczki made by TŻ, a kotek manipuluje przy szafie. Łapką przytrzymuje muchobijkę i wsuwa ją pod szafę. "Kolejny skarb do ukrycia" - myślę sobie z rezygnacją, ale nie. Muchobijka nie znika, a Kitek wsuwa ją i wysuwa, wsuwa i wysuwa. Jesteście w stanie uwierzyć, co to małe nieznośne stworzenie robiło? Sam próbował sobie wyciągnąć zagubioną myszkę!

Ja nie wierzę, choć widziałam na własne oczy. W cyrku ten kotek moze występować. Jest po prostu obłędny. Uśmialiśmy się z TŻtem za wszystkie czasy.
A wieczorkiem Kiciulek wyhuśtany na obrotowym krzesełku - to jeszcze jedno z dziwactw mojego futrzaka - przyszedł się poprzytulać. A potem jeszcze raz.
I kto mówił, że chimeryczny kocurek nie moze uszczęśliwić Pańci?