Żadnych tam
PLAYCATÓW nie będzie!
Jeszcze mi kocurów pod drzwiamu brakuje
Mela rano odmówiła spożycia śniadania, w rezultacie przesiedziała głodna do dziewiętnastej, bo dopiero wtedy ściągnęłam swoje zwłoki do domu. Od progu opadły mnie trzy głodne paszcze. Tak właśnie. Trzy. Paszcze.
One paszcze zjadły mi resztę kotów
Przedarłam się jakoś do kuchni, wydałam żarcie... Nowa karma nadal smakuje

Korzystając z chwili spokoju, przy wtórze chrupania, mlaskania itp., udałam się do pokoju, by uruchomić sprzęt, kompjutrem zwany. O mały włos nie zabiłam się na porozrzucanych papierzyskach. Nie wiem, co się działo, ale szlag trafił wszystko, co leżało na stoliku: poooooszły podzielone na klasy sprawdziany, przygotowane do wypisania kartki świąteczne (

), piloty (jeszcze nie sprawdzałam, ale jak który przestanie
szłać, to czworonożne cholery będą mi osobiście kanały w TV zmieniać, o!

)

, krople do nosa znalazłam pod biurkiem. Jedne. Drugich nadal szukam...
No dobra... uporzadkowałam jakoś z grubsza bałagan. Nie przewidziałam, że najedzone paszcze wyplują połknięte wcześniej białe gnomy, które z kolei urządzą sobie po jedzeniu ścieżkę zdrowia prowadzącą centralnie przez stół

W sumie... niewiele tam zostało do zrzucenia... koszyk z winogronami właściwie tylko, bo wcześniej Mela zarządziła na stoliku pokolacyjne leżakowanie.
Mela.
SŁONIK!
Kicham to, nie sprzatam!

Połamię nogi, to se
bedom katering zamawiały <foch>
Poleciały winogrona...
