Psotusiowy pamiętnik

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pon lut 11, 2008 11:20

Ciocia Kociama znów o mnie zapomniała :( Albo jej się komputr rozchorował :(
Psot

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pon lut 11, 2008 13:43

psotusiowy pamiętnik jest prześliczny, czekam na ciąg dalszy z utęsknieniem!!!
bordo
Obrazek
Obrazek

bordo

 
Posty: 1223
Od: Nie wrz 10, 2006 17:22
Lokalizacja: Łódź

Post » Pon lut 11, 2008 14:01

Na pewno będzie - Ciocia Kociama jest bardzo słowna :)
Psot

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pon lut 11, 2008 15:38

nie doczytałam (moze) pomiędzy wierszami ale mam takie pytanko-jesli moge, dlaczego PIGUŁKA nie zyje juz?
bordo
Obrazek
Obrazek

bordo

 
Posty: 1223
Od: Nie wrz 10, 2006 17:22
Lokalizacja: Łódź

Post » Pon lut 11, 2008 17:15

i co dalej :roll: :roll: :roll:
Obrazek

Danusia

 
Posty: 119538
Od: Pon kwi 02, 2007 11:56
Lokalizacja: Opole

Post » Pon lut 11, 2008 20:42

Kochany Psotusiu Ciocia sie stara nie nawalic z pisaniem,ale sam wiesz ,ciagle cos sie dzieje,a dzisiaj ganiałam po mieście i ałatwiałam sporo spraw :roll: nawet u P.Doktor Kochanej byłam :D


Pigułka
Ja też się bałam babci Oli, ale starałam się ją omijać. Ona nie była zła, tylko że mnie nie widziała. I co by było, gdyby niechcący usiadła na mnie lub na Mamie? Tak się tego bałam, że zawsze uciekałam do wersalki, kiedy tylko słyszałam jej kroki. I wołałam Mamę, Mamrotkę i Czarnulkę, żeby też ze mną się chowały. Psotek na ogół też biegł za nami.
Tylko Azor nie musiał się chować, bo on był duży i umiał głośno mówić, więc Babcia Oli go zawsze zdążyła zauważyć. I Azor nawet ją lubił, a jego Babcia mu opowiadała, że dawniej Babcia Oli dużo jej pomagała. I dlatego Azorek czasem pomagał Babci Oli, ostrzegał ją, kiedy mogła się o coś potknąć.
Psotek
Już zdążyłem prawie zapomnieć o tej pani, która niby to uczyła kiedyś Olę angielskiego, bo przecież cały czas działo się tyle nowych rzeczy! Aż tu któregoś dnia ta pani znów się pojawiła – i znów rozmawiała z Olą w tym dziwnym języku. Niby mówiły po ludzku, ale nawet ja i Azor niewiele z tego rozumieliśmy. I znów po długim czasie (choć Ola mówiła, że to była tylko godzina) ta pani wstała, wzięła pieniądze, potem nałożyła buty na tylnełapki. Ola i Azor poszli ją odprowadzić za furtkę, żeby na pewno trafiła tam, gdzie powinna. Potem Azor mówił, że poszli z Olą nawet kawałek dalej, bo chciał, żeby ta pani na pewno nie spała u nas, bo to już by było za dużo szczęścia naraz. Nawet ja musiałem mu przyznać rację.
Podobno za furtką (ale nie tą, przez którą my trafiliśmy do Oli, tylko jeszcze inną) skręcili w lewo, przeszli kilka ludzkich kroków i zatrzymali się przy takim śmiesznym metalowym słupie, który Ola nazwała dziwnie – przystankiem. A po chwili przy tym słupie stanął naprawdę ogromny, żółty potwór, który na dokładkę śmierdział i warczał. I ta pani – jaka dziwna – z dobrej woli weszła do brzucha tego potwora. I jeszcze mu dużo miejsca w środku zostało! Potem ten potwór zasyczał, zamknął sobie brzuch, zawarczał i ruszył do przodu.
Żeby było śmieszniej – brzuch miał trochę żółty, a trochę przezroczysty, więc Azor z Olą widzieli, co się dzieje w środku. I ta pani ze środka tego potwora pomachała Oli i Azorkowi – i ruszyli.
Potem Azor dowiedział się, że ten potwór nazywa się autobus i przewozi ludzi z jednego miejsca na drugie. Tylko skąd on wie, skąd i dokąd ma tych ludzi wozić? I może tak naprawdę to nie jest potworem, skoro pomaga ludziom dostać się szybko z jednego miejsca w drugie?
Ola mi potem wytłumaczyła, że autobus naprawdę jest świetny i że ona sama codziennie wsiada aż w dwa autobusy, żeby dojechać do szkoły, a po szkole też wraca do domu autobusami. I ta pani od angielskiego też jeździ autobusami, bo mieszka strasznie daleko od nas. I gdyby chciała dotrzeć do nas na własnych łapkach, to wędrowałaby ponad dwie godziny w jedną stronę, a dzięki autobusom starczała jej niecała godzina. I autobusy miały swoje numery. A każdy numer autobusu oznaczał inną trasę. I to ludzie musieli wiedzieć, jaki numer autobusu jest im potrzebny. Ale śmiesznie!
Na niektórych przystankach zatrzymywały się różne autobusy z różnymi numerami, a każdy numer oznaczał inną drogę. I dzięki temu Ola wiedziała, w który ma wsiąść, a który przepuścić, żeby jechał sobie bez niej.
Ale koło domu Oli było takie śmieszne miejsce, które nazywało się pętla. Na tej pętli autobus się zatrzymywał i przez chwilę odpoczywał. To chyba dobrze, że ten cały autobus też mógł odpocząć. Chyba było mu ciężko wozić tylu ludzi, prawda? Każdy człowiek ważył strasznie dużo, a poza tym podobno wszyscy ludzie wozili ze sobą jakieś ciężary, nawet jeśli tego nie chcieli. Na przykład Ola codziennie woziła torbę pełną różnych rzeczy do szkoły. I tak samo miała ta pani od angielskiego, też woziła ze sobą strasznie ciężkie torby.
Ola obiecała mi, że będę mógł kiedyś obejrzeć taki autobus, a może nawet nim kiedyś gdzieś pojadę. Dobrze jednak, że wszystkie autobusy, które stawały koło domu Oli , miały taki sam numer. I Ola wiedziała, gdzie ma wysiąść z tego autobusu i w jaki ma potem wsiąść, żeby się nie pogubić.
Pigułka
Mnie niezbyt interesowały te całe autobusy, choć Azor mówił, że one przecież nie są groźne (to samo mówiła też Ola), a poza tym chętnie pomagają ludziom i chyba zwierzątkom też. Bardziej interesowało mnie, czy mamy co jeść i jak tym razem udekorować stół na naszą ucztę trochę inaczej niż poprzednio. Ale Azor i Psot bardzo chcieli pójść z Olą, żeby zobaczyć ten cały autobus. I chcieli, żebym ja też z nimi poszła, żeby to wszystko obejrzeć. Ale ja wolałam zostać z Mamą i Mamrotką, bo w domu jednak czułam się znacznie bezpieczniej niż na zewnątrz.
Psotek
Ola zgodziła się pokazać nam autobus. Nie mogłem się już doczekać, kiedy to nastąpi. No ale doczekałem się. Mała boinoska Pigułka wolała zostać w domu, ale ja i Azor wybraliśmy się z Olą na wyprawę. Ola powiedziała, że idziemy na spotkanie tej pani, która umie mówić po angielsku.
Azor szedł sam, ale Ola uparła się, że mnie poniesie na rękach, bo na przystanek jest za daleko jak na moje łapki. Już chciałem się obrazić na Olę, ale Azor powiedział, że ona ma rację, a on to wiedział dobrze, bo przecież chodził w różne miejsca.
No więc dotarliśmy do tej całej furtki, skręciliśmy w lewo – i nic! Był tam co prawda dziwny słupek z tabliczką, a na tej tabliczce były jakieś napisy (Ola powiedziała, że to rozkłady jazdy, czyli taki rozkaz dla autobusów, kiedy mają odjeżdżać), a obok tego słupka stali jacyś ludzie i rozmawiali, ale nie było tam niczego ani nikogo, kto by choć trochę wyglądał na autobus.
W końcu trochę z tyłu i trochę z lewej strony (potem się dowiedziałem, że tam właśnie była ulica Czekoladowa) usłyszałem warczenie i sapanie. I ono się do nas PRZYBLIŻAŁOOOOO! Ale Ola powiedziała, żebym się nie bał, bo to właśnie jedzie autobus. Dobrze, że mnie trzymała, bo chyba uciekłbym jak ostatni tchórz! Ale Ola mnie cały czas trzymała i głaskała, więc jakoś jednak wytrwałem.
W końcu zza zakrętu wychynęło coś żółtego i ogromnego. To właśnie to coś tak warczało i sapało. To się zatrzymało przy słupku, sapnęło – i przestało warczeć. Potem sapnęło jeszcze raz – i zrobiło sobie z boku aż trzy dziury! Ola powiedziała, że to otworzyły się drzwi autobusu. Przez te drzwi autobusu wyszli ludzie, którzy przedtem byli w jego brzuchu – cali i zdrowi! Niektórzy nawet nieśli strasznie ciężkie torby. A ci ludzie, którzy przedtem stali koło słupka, weszli autobusowi do brzucha!
W tej grupie ludzi, którzy wyszli z autobusu, była ta pani, która uczyła Olę. Pomachała nam łapką i szybko do nas podeszła. Pogłaskała Azorka i mnie, a potem powiedziała, że jestem bardzo dzielnym kotkiem, skoro nie bałem się wyjść jej na spotkanie. A Azorka nawet podrapała za uszami. Azor był z tego dumny, bo rzadko mu się zdarzało, żeby ktoś poza domownikami tak go potraktował.
No i wszyscy czworo poszliśmy do domu. Ta pani zaproponowała, że weźmie jednego z nas na ręce, bo Azorka właśnie rozbolała łapka, a dla mnie też trasa do domu była strasznie daleka. Nie wiem, skąd ta pani wiedziała, że Oli byłoby trochę za trudno nieść nas obu. Ale Azor upierał się, że pójdzie sam, bo nie chce sprawiać Oli kłopotu, a tej pani się wstydzi. No to ja się odważyłem przejść na łapki tej pani, żeby Ola mogła ponieść Azorka. Dokładnie przy tej okazji obwąchałem ubranie tej mojej opiekunki. Zapach był bardzo słaby, ale jednak nie mogłem się mylić: ona na pewno już kiedyś dawno nosiła jakiegoś kota!
Kiedy weszliśmy do domu, okazało się, że Oli brat też już wrócił ze swojej pracy. I właśnie kończył myć łapki, bo chciał sobie odgrzać obiad. Ale jak się dowiedział, że Azora boli łapka, to zrezygnował z obiadu, żeby jak najszybciej pojechać do Pana Doktora.
Ola poszła do kuchni, żeby zrobić herbatę dla siebie i swojej nauczycielki, a ja poszedłem do Mamy, Mamrotki i Pigułki, żeby im opowiedzieć, co widziałem i jak mnie ta pani niosła. Mama najbardziej zdziwiła się tym zapachem kotów na ubraniu nauczycielki. Podeszła więc do jej butów, ale nic specjalnego nie wywąchała. Potem jednak zainteresowała ją torba nauczycielki. Długo ją obwąchiwała, aż wreszcie uznała, że mam rację: kiedyś ta pani mieszkała u kota, a może nawet raczej u kotki, takiej jak my – czyli europejskiej. A jeśli nie mieszkała u niej, to przynajmniej się z nią przyjaźniła. Ale już od dłuższego czasu się z nią nie spotykała, bo zapach był już trochę spłowiały i mało wyczuwalny. Ciekawe, dlaczego...

CDN. :D

Kociama

Avatar użytkownika
 
Posty: 23507
Od: Czw gru 07, 2006 18:34
Lokalizacja: Beskidy

Post » Pon lut 11, 2008 22:01

No właśnie dlaczego? dlaczego?????

Iskropka

 
Posty: 2651
Od: Pt lis 30, 2007 21:11
Lokalizacja: Kraków

Post » Wto lut 12, 2008 8:15

Cześć Psotusiu :)

kothka

 
Posty: 11588
Od: Wto lis 09, 2004 12:50
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto lut 12, 2008 9:24

Dlaczego zapach był spłowiały? Dowiecie się na pewno w najbliższym czasie... :)
Ciociu, jesteś kochana :)

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Śro lut 13, 2008 10:16

Wczoraj Ciocia Kociama nie mogła nic wkleić, bo zajmowała się Filipkiem po operacji. Nawet nie mam o to pretensji. I nawet nie udrapałem mojej Dużej, jak mi Doctorro bolesnego kuja w moją osobistą pupę robił...
Psot

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Śro lut 13, 2008 14:11

Potusiu dziekuję za sms :D
a jesli chodzi o Twoje kuj kuj to powiem Ci że jestes bardzo dzielny :D


Pigułka
Psotek może i miał rację w sprawie tej nauczycielki Oli. Nikomu o tym nie mówiłam, bo może się myliłam, ale jej głos zawsze wydawał mi się trochę smutny. Pewnie, że starała się mówić spokojnie, a czasem nawet żartowała z Olą, ale mnie to nie mogło zmylić. Nasza Mama też zawsze się starała być dzielna i wesoła, ale ja zawsze wiedziałam, kiedy jest jej smutno i tylko udaje wesołość. I ta pani też czasem tak się zachowywała. Niby żartowała, ale tak naprawdę to czasem wydawało mi się, że jest smutna, a może po prostu zmęczona.
Jednak teraz bardziej martwiło mnie to, że Azor musiał jechać do Pana Doktora i że Oli brat nawet nie zjadł obiadu, żeby szybciej pojechać z Azorkiem do tej całej lecznicy. I naprawdę długo ich nie było. Kiedy Ola skończyła lekcję, jeszcze się nie pojawili. Ola powiedziała, żebym się nie martwiła, bo do lecznicy jest naprawdę daleko, więc trzeba trochę czasu, żeby tam dotrzeć i tyle samo, żeby wrócić – no i Pan Doktor też trochę się musi pozajmować Azorkiem, żeby mu pomóc z tą łapką. A poza tym w lecznicy może być kilka chorych zwierzątek, które też potrzebują pomocy, więc może Azorek musiał poczekać na swoją kolej.
Psotek
Po skończeniu lekcji Ola zaproponowała, żebyśmy razem odprowadzili nauczycielkę do autobusu, Przy okazji moglibyśmy zobaczyć, czy nie wraca Azorek z Oli bratem. Mama i Mamrotka nie chciały nigdzie wychodzić, ale ja zgodziłem się dość chętnie, tym bardziej, że Ola zgodziła się mnie znów ponieść. Namawiałem na tę wyprawę także Pigułkę, bo ona jeszcze nigdy nie widziała autobusu.
Pigułka
Psotek chciał, żebym się wybrała z nim i z Olą na wycieczkę, żeby zobaczyć ten cały żółty autobus, cokolwiek by to było. Nie miałam na to zbyt dużej ochoty, bo wolałam poczekać na Azorka. Ale Psotek z Olą mi wytłumaczyli, że jak z nimi wyjdę, to właśnie szybciej go zobaczę, bo on przyjdzie tą właśnie drogą, którą i my powędrujemy.
To była wyprawa na sam koniec świata! Najpierw wyszliśmy z domu, potem Ola nas oboje niosła aż do furtki, a potem – ojeeeeej! – wyszliśmy aż za furtkę. I nauczycielka weszła do brzucha takiego żółtego kolosa, który zamiast łapek miał ogrooooomne koła. Gdybym stanęła tylko na tylnych łapkach, to i tak nie dosięgłabym noskiem do góry tego koła.
Ale ta pani spokojnie weszła do brzucha tego kolosa, a potem się trochę skurczyła. Ola powiedziała, że w brzuchu autobusu są krzesła i ludzie mogą na nich siadać tak samo jak na krzesłach w domu. No i nauczycielka po prostu usiadła na takim krzesełku.
Po chwili autobus zamknął swój ogromny brzuch, zawarczał i ruszył. Ale dziwnie! Te jego łapy – koła – cały czas poruszały się tak samo – kręciły się do przodu. Jak to jest możliwe, że mu się te koła w końcu nie urwały? Ale Ola wytłumaczyła mi, że to tak samo jak z naszymi łapkami – są mocno przymocowane, więc się nie urywają, choć zawsze biegniemy do przodu.
Psotek
Później wrócił Oli brat z Azorkiem. Azorek miał łapkę zawiniętą na biało, tak jak przedtem Mama, ale to zawinięcie nie było takie twarde i sztywne jak Mamy. Pan Doktor nałożył mu na łapkę coś miękkiego, co się nazywało bandaż, a pod nim – bezpośrednio na łapce – był kawałek bandaża, który się nazywał gaza. Okazało się, że Azorek po prostu źle gdzieś postawił łapkę, więc ją zwich-ro-no-wał czy zwichnął. Dlatego go bolało. Ale już Pan Doktor wszystko ustawił tak, jak trzeba i powiedział, że to dobrze, że go Ola z bratem nieśli, choć Azor chciał iść sam. Azor bardzo niechętnie się na to zgodził, bo cenił zawsze to, że może sam sobie ze wszystkim poradzić i jeszcze pomóc innym.
W końcu Ola przyprowadziła przyjaciela Azorka – Burka. I dopiero po rozmowie z Burkiem Azor ustąpił, bo zrozumiał, że nie zawsze to on musi pomagać innym, bo inni też chcą pomagać właśnie jemu. A Mamrotka pokazała Azorkowi, jak się powinien ruszać, żeby jednak trochę chodzić, ale z drugiej strony oszczędzać tę chorą łapkę.
Pigułka
Biedny Azor nie mógł biegać tak dużo, jak zwykle lubił. A jak już chodził, to trzymał tę chorą łapkę trochę w górze, więc właściwie chodził na trzech. Bardzo się tego wstydził, że tak kuleje, myślał, że będziemy się z niego śmiali. Przecież to wcale nie było śmieszne, tylko smutne. Ale trochę się z tego cieszyłam, bo dzięki temu Azor więcej był z nami, a poza tym wreszcie to ja mogłam mu pomagać, a nie tylko on mi.
Kiedy Azor siadał koło nas, często podchodziłam do niego i wylizywałam mu uszy albo łapki. Nawet był z tego zadowolony, a czasem mi wylizywał głowę. Wolałam co prawda, żeby to robiła Mama albo czasami Psotek, ale lizanie Azorka też było miłe. Poza tym Azor wtedy mi opowiadał wiele rzeczy – np. o tym, jak trzeba się zachowywać i jakie dziwne rzeczy potrafią wymyślić różni ludzie.
Na przykład wystawy psów i kotów rasowych. To przecież głupie! Nawet Ola tak samo mówiła. Przecież koty mieszkają z ludźmi po to, żeby ludzie mieli kogo kochać, a nie po to, żeby się chwalić naszym wyglądem! Jeśli taki człowiek chce się chwalić, że ma COŚ pięknego, to niech sobie kupi obraz na ścianę, a nie męczy kota! My nie jesteśmy rzeczami, żeby nas traktować tak samo jak meble albo obrazy! No a do kotów ludzie się powinni wprowadzać po to, żeby je kochać, pieścić i karmić. My jesteśmy KIMŚ, a nie CZYMŚ! I też mamy uczucia. I wiemy, kto nas kocha, a kto się tylko chwali i popisuje.
Psotek
A to mądralinka z tej malutkiej Pigułeczki! Sam bym lepiej tego nie napisał ani nie powiedział. I Ola też mówiła to samo.
Teraz wszyscy staraliśmy się pomóc Azorkowi. I świetnie, że przychodził też Burek i zawsze pytał Azorka o radę. Podobno psiaki z sąsiedztwa wciąż się o Azorka dopytywały. A przyjaciel Mamy – kot Urwis – podobno znalazł sobie nowy dom i się do niego przeprowadził, bo w tym dawnym się dużo pozmieniało, więc często tam chodził głodny. Ale dalej przychodził do znajomych, choć teraz miał dalej. I mówił, że ci jego noi ludzie zawsze pilnują, żeby miał co jeść i pić, a nawet sami mu zaproponowali, żeby właśnie do nich przyprowadził swoich najbliższych kocich przyjaciół.
Urwis powiedział o tym Mamie, ale Mama się wahała, bo przecież miała jeszcze nas troje i nie chciała nas zostawiać. A Urwis wiedział, że ci ludzie mogą przyjąć poza nim tylko dwa koty, bo inaczej nie wystarczy im pieniążków na jedzonko dla większej kociej rodziny. I nie mają miejsca w domu na więcej kocich łóżeczek. Z drugiej strony Oli też było trudno wykarmić nas wszystkich – Azor i my jednak lubiliśmy jeść, a jedzonko na pięć dodatkowych pyszczków na pewno trochę kosztuje...
Ola nigdy nie narzekała, a nawet wyglądała na zadowoloną, że może się z nami podzielić tym, co ma, ale na pewno nie było jej łatwo. Ani ona, ani my nie chcieliśmy się rozdzielać. Więc Mama powiedziała Urwisowi o swoim problemie. I nawet się oboje nie spodziewali, że uda im się to rozwiązać, i to w bardzo prosty sposób, choć może nie do końca tak, jak chcieli. A to dzięki tej nauczycielce Oli. Tylko że ja nie byłem do końca przekonany, czy mi się to rozwiązanie podoba. Ale sam nie umiałem wymyślić niczego mądrzejszego, a ten pomysł miał swoje dobre strony.
Ola mi powiedziała, że naprawdę dobrze się domyśliłem, że ta nauczycielka mieszkała kiedyś u kotki, która nazywała się Urwisia i była chyba jakąś daleką krewną przyjaciela Mamy. Tylko że ta Urwisia była chora, no i umarła parę dni przed tym, zanim my się znaleźliśmy w brzuszku Mamy. No i ta nauczycielka teraz mieszkała sama, więc jej było smutno. No i ona zapytała, czy ja i Pigułka moglibyśmy się nią zaopiekować. Ale ona miała w domu tylko dwa kocie łóżeczka, więc znów nie moglibyśmy tam zamieszkać wszyscy... Z jednej strony chętnie bym się nią zaopiekował, tym bardziej, że robiłbym to razem z Pigułką, ale – co z Mamą, Czarnulką i Azorkiem? Naprawdę nie wiedziałem, co odpowiedzieć.
CDN. :D

Kociama

Avatar użytkownika
 
Posty: 23507
Od: Czw gru 07, 2006 18:34
Lokalizacja: Beskidy

Post » Śro lut 13, 2008 14:22

Dzięki, Ciociu :)
To już wiecie, skąd ten spłowiały zapach....
Psot

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Śro lut 13, 2008 23:15

I co dalej? I co? I co? Nie moge sie doczekać!

Iskropka

 
Posty: 2651
Od: Pt lis 30, 2007 21:11
Lokalizacja: Kraków

Post » Śro lut 13, 2008 23:29

:D
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Czw lut 14, 2008 7:35

:1luvu:

kothka

 
Posty: 11588
Od: Wto lis 09, 2004 12:50
Lokalizacja: Wrocław

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 56 gości