W nocy Bungo budził mnie atakami kichania, a Lusia - atakiem nadruchliwości. Goniła jak z pieprzem po domu i wyraźnie czegoś szukała. Ponieważ posiadam 1 transporter i tylko 2 ręce, wizyta u wetki padła na Lusię.

Doszłyśmy do wniosku, że panna zamierza chyba coś urodzić i decyzja o ciachnięciu została podjęta w trybie natychmiastowym. W efekcie okazało się, że do porodu (5) zostało jeszcze sporo czasu, ale niewykluczone, że szykowało się poronienie. Lusia narkozę dostała o 15 i do tej chwili jest zdrowo przymulona -
nie wiem czy to normalne, może ktoś mądry mnie oświeci
! Na zmianę goni po mieszkaniu, próbuje skakać na wannę i kanapę albo dla odmiany pada jak długa w dowolnym miejscu (oczywiście nie w zaciemnionym ciepłym i cichm kąciku który dla nie przygotowałam

), co sprawia że co minutę sprawdzam, czy jeszcze oddycha

Resztę czasu spędzam na uganianiu się za nią po chałupie i na wycieraniu nosa Bungo.
Mój kotecek ukochany byl bowiem uprzejmy dostać KK i kicha jak z armaty, oddycha przez pyszczek i w ogóle jest nie w sosie. Diagnoza bła zaoczna, dostał jakieś antybiotyki, wzmacniacze i flegaminę, ale jak się nie poprawi - jutro znów do wetki

Poza tym cay czas opiekuje się Lusią, więc automatycznie wciąż na nią kicha
I chciałam Wam powiedzieć, że się nie nadaję

Jedyny mój sukces, to Braciszek Lusi, zdrowy, wesoły i z apetytem. Ale tylko dlatego, że zajmowałam się nim wyjątkowo mało
