Jesteśmy po konsultacji u stomatologa. W japie dramat - wbity pod dziąsła kamień, kły do usunięcia bez dyskusji, prawdopodobnie nie tylko one, ale to zostanie stwierdzone za tydzień, bo to co Zen wyprawiał dziś w gabinecie przeczy nie tylko jego imieniu, ale też przekracza wszelkie granice. Walczył, darł jadaczkę tak, że nie wiem co mówiła wetka, w końcu dostał z tego krzyku takiego ataku kaszlu, że dałyśmy mu spokój. Podczas ogólnego przeglądu było OK, dał się obejrzeć, nie pyszczył, nie uciekał. Problem zaczął się przy próbie zajrzenia do paszczy, już przez stomatologa.
Jak się ogarnę (sama mam dość) to zerknę na to co mam napisane, ale z tego co pamiętam (a raczej co usłyszałam) jak na takie zęby, wyniki nerkowe są dobre, bo mocznik powinien mieć ze 100. Jeśli wyniki nie pogorszyły się, to można w narkozie wziewnej robić zęby

Za tydzień dostanie głupiego jasia, bo dziś dostał takiego odpału przy próbie zajrzenia do japy, że podawanie mu potem czegokolwiek było niewykonalne. Nasyczał na wetkę, walił lusterko łapą, mnie wrzucał jeszcze po powrocie do domu. Moją czujność uśpiło jego zachowanie u internisty, był taki grzeczny, spokojny, dawał uszko, łapki, że na pytanie czy da sobie zajrzeć do paszczy powiedziałam, że chyba tak. No i nic mu nie dała a potem było po jabłkach. A zęby przed zabiegiem, trzeba dokładnie obejrzeć.
Teraz jest obrażony, ma w d...moją kolację, moje kolana, moje głaskanie, śpi u Młodej a do mnie odwraca się tyłem jak tylko mnie widzi. Na wszelki wypadek nie mówię mu, że za tydzień znów tam idziemy, ani że teraz dziąsła będę smarować dwoma żelami
