Zawsze mówiłam, że dom bez kota to głupota

A dom w którym są dwa koty ?! Uuuu sama radocha i ubaw po pachy od rana do nocy

Ponadto chciałam Was kochani poinformować, że niniejszym odwołuję kalumnie rzucone na futrzasty łeb Artema. To nie on zakosił mi wczoraj piżamę, to był Brutalny Brutus na spółkę z Morderczą Trufla Apokalipsy

Majtki od piżamy znalazłam dziś rano w łóżeczku Trufli, górę w łóżeczku Brutusa. Bandycka szajka

Nie wiem do czego im była moja piżama,i nie chcę tego wiedzieć
Ale popełniłam czyn rewolucyjny, delikatnie zaczęłam przyzwyczajac małżonka do faktu,że w naszym domu są DWA koty. Nie jest dobrze. Oj nie jest. Jest wręcz bardzo niedobrze, sprawa została skwitowana krótko," Żebyś się nie zdziwiła czasem. Nienawidzę kotów i dobrze o tym wiesz, masz miesiąc na pozbycie się tego zasrańca,jeśli nie to jak przyjadę to ja to zrobię. I żebyś się nie zdziwiła, jak się okaże że nie masz żadnego kota bo oba pogonię w cholerę." Wiecie co? Nie rozumiem.... Naprawdę wiem,że mamy kłopoty finansowe,że kot jednak generuje koszty, zważywszy na fakt,że Masza jest kociczką.Trzeba wysterylizować zaszczepić,leczyć w razie potrzeby... Ale jak ja mam ją oddać? Teraz? Komu? Gdzie? Tutaj u mnie na wies? Do ludzi którzy nie mają pojęcia o kotach jako takich? I gdzie ona będzie mieszkać, w stodole czy w stajni cały rok? A co będzie jadła? Przecież jej dopiero zaczynają rosnąć zęby.... Ma łowić myszy i kocic się pięć razy do roku?! NIE MOGĘ JEJ ODDAĆ. Tylko jak to wytłumaczyć tępemu kołkowi,który nienawidzi kotów organicznie? Nie wiem co mu koty w domu przeszkadzają w sumie jego i tak wiecznie nie ma,jak pojedzie to wraca po dwóch, trzech miesiącach...Ale kota mam się pozbyć. Bo mamy hipoteke na dom. I kredyty w dwóch bankach. I on nie będzie zarabiał na darmozjady. I nie będzie mu nikt z domu robił przytuliska dla niechcianych zwierząt vide Brutus. Bo z Brutusem miało być tak,że my go weźmiemy i damy dom a kupować karmę szczepić leczyć i utzrymywać ma ciotka.Która się wypięła bo ona jest biedna. Po ostatniej akcji z Brutusem kiedy nagle cos się w piesku zepsuło i zaczął posikiwać pod siebie na leczenie poszlo 500. Od niego nie dostałam nawet grosza, wzięłam pieniądze odłożone na aparat ortodontyczny dla mojego syna. Oszczęzam na czym mogę,na życiu, na jedzeniu, nie kupuję ciuchów, książek, pierdołek umilających życie....Kupuję ciuchy owszem, mojemu synowi, on ma 16 lat i szybko rośnie. I dokłada się ze swoich pieniędzy na karmę dla psów, dla kotów, na żwirek, na weta.... Powiedzcie mi proszę bo moze ktoś wie, jak to jest możliwe, to nasz wspólny syn. Ale diametralnie różny od ojca.... Ma serce do zwierzaków, w końcu to on przyniósł Artema do domu. Jak zobaczył Maszkę stwierdził tylko " Mama, chrzanić co ojciec powie, zostawiammy Masze,ona i tak już miała przesrane w życiu. Ja Ci pomogę, dołożę na karmę i żwirek. Ale co on tam może jak od babci dostaje 50 zeta miesięćznie? Przepraszam, za wylewanie żali, ale nie mam do kogo....Moja rodzina uważa,że mam nasrane w czerep i zaczynam się zmieniać w Violettę Villas, ale co ja zrobię,że kocham koty? Nie chcę oddawać Maszy.Nie chcę oddawać Artema. Nie chcę oddawać Brutusa. I nie chce oddawać Trufli, Zygmunta, Kluska Fuja i Kapsla. To moje zwierzaki, obiecałam im dom. I boje sie o to, co może zrobić mój mąż po powrocie do domu...