OK, już wyjaśniam Ewie i innym, nauczycielkom też
PODOBNO - nie wiem, bo ja tego nie umiem sprawdzić, podczas marszu z kijami pracuje 90% naszych wszystkich mięśni. Za to wiem na pewno, że nie dam rady szybko maszerować w takim tempie jak robię to z kijami. Lekko podnosi się tętno, wszystko pracuje w tempie, no i dupsko boli po godzinie marszu. Właściwie nic więcej, zero zakwasów i takich tam, czysta radość i energia. Po pierwszym marszu bolało mnie tam, gdzie kobietom nie powinno zwisać (tak to określa mój Piotrek) tzn. spodnia część ramion

co mnie też ogromnie cieszy, bo nigdy nie lubiłam ćwiczeń na tę partię mięśni. Cóż więcej, dla mnie jest to przyjemniejsze od biegania, bo mniej się męczę, nie wracam mokra, mogę ćwiczyć przy każdej temperaturze, poza tym - da się rozmawiać, co mnie i Piotrkowi bardzo odpowiada, bo wychodzimy z domu, żeby pobyć ze sobą...
Podsumowując, jest to bardzo przyjemna forma ruchu, polecam na dobry początek zwłaszcza lekko zastałym. Podobno to sport dla dziadków, ale bez przesady, ja uważam, że jakakolwiek forma ruchu jest lepsza od bezruchu, a jak ktoś mi mówi, że on woli narty, to ja się pytam ile on na tych nartach jeździ w ciągu roku...

Jedyny minus kijków to wstyd...tak, tak...u nas nie wstyd, bo łatwiej w lesie spotkać kogoś ćwiczącego niż tylko spacerującego, ale już w sąsiednim Sulejówku - wstyd jak beret (podobno). Choć dla mnie wstyd to zniedołężnieć za młodu. Dodam jeszcze - choć dla mnie to akurat nie jest rzecz najważniejsza, że kije fantastycznie modelują ciało i ustawiają sylwetkę - wskazane dla osób z problemami z kregosłupem. My kupiliśmy kije przez allegro za 130 zł - 2 pary z przesyłką....więc bez przesady - nie jest to aż tak straszny wydatek, żeby nie móc spróbować.