Wiadomości są dobre - oko nie jest zagrożone a Moki na 90% będzie na nie widział

. Właściwie już widzi - przez mgłę, dalszym leczeniem spróbujemy poprawić ostrość. Oko dobrze zareagowało na tonę kropelek, krwi już nie ma, zostało jeszcze białko i nadżerki w miejscu, gdzie Bąbli zajechał go pazurkiem. Do końca tygodnia kontynuujemy leczenie, na następne dwa mamy ustawione nowe. Za 3 tygodnie kontrola i zobaczymy.
Mokate ma dość - mnie, kropli, lecznicy, gmerania mu w oczach, dopyszcznych preparatów. Dwukrotnie mi to zakomunikował w dniu dzisiejszym. Pierwszy raz, kiedy siłą wpychałam go do transportera, bo walczył jak lew, zapierał, przyklejał do podłogi, blokował, trzymał się kratki. Kiedy wreszcie dupsko znalazło się w środku a ja zamykałam drzwiczki zostałam............obwarczana

. Tak bez agresji, ale bardzo głośno i dobitnie. Dobrze, że język koci nie jest podobny do ludzkiego, bo dziecko stało obok, kiedy mówił co o mnie myśli i gdzie mnie ma

. Drugi raz, po powrocie do domu. Wizyta nie należała do przyjemnych - krople, pomiar ciśnienia, paski, zaglądanie pod trzecią powiekę i parę innych zabiegów. Kiedy wróciliśmy, Moki wyszedł pewnie z transportera i spokojnie, patrząc mi prosto w oczy nalał na podłogę w przedpokoju i z godnością się oddalił.

Spać poszedł do Młodej, na mnie zwrócił uwagę tylko podczas napełniania misek serduszkiem wołowym, po jedzeniu wrócił do dziecka. Bąbel mnie olewa od kilku dni, bo coś się dzieje, coś dają, raz do pyszczka, raz do oka a jemu nie, chodzą gdzieś z kotem a on zostaje sam, więc ma focha. Na znak protestu okupuje transporter. Dziecko też mnie olało, bo dr. Warzecha pozwoliła jej asystować, więc mój autorytet zabił się spadając na ziemię. Kiedy Moki w pewnym momencie schował łepek w kocyk, zostałam pouczona "mamuś ty nie słyszysz co się do ciebie mówi? Trzymaj mu łepek w górze, bo MY NIE MOŻEMY badać". No cóż, ja tu tylko sprzątam
