W sobotę Kalisz siurał ładnie. Byliśmy na kontroli, dochtór uradowany.
Dziś Kalisz siurał średnio, ale w sumie ja już go nie kumam.
Bo czuje się świetnie, humor ma dobry, pęcherz mały i niebolesny, a sika tak mocno detalicznie.
Nie napina się, nie chodzi co chwila i próbuje, nie, to nie tak.
On chodzi często, wysikuje maleńko, ale dość szybko jak na siebie, wychodzi z kuwety i uznaje że skończone i że wszystko ok. Gubi jeszcze po drodze kilka kropel, ale nie wraca, nie próbuje ponownie - tak jakby był perfekcyjnie wysikany.
Tak zupełnie od czapy gadając, wygląda to jakby bał się zapełnić pęcherz i wysikiwał w trybie natychmiastowym każdą drobinkę moczu która mu się tam zbierze.
Jutro znów idziemy na kontrolę, może podpytam doktora o to i owo, bo ostatnio nie było czasu. W tym tygodniu mam lekki sajgon, wiec niech mi on sika ładnie bo nie bardzo mam kiedy jeździć do weta z nim...
(tfu tfu, powtarzam za dochtorem, który w sobotę "pluł" na podłogę

)
Ale żeby nie było tylko o Kaliszku - Franio miziasty strasznie się zrobił.
Wystarczy że do niego podejdę, a włącza traktor. Wystarczy że położę się na łózku, a przychodzi gdziekolwiek by nie był, i łazikuje po mnie głośno mrucząc i barankując. Pogięło kota?
Tośka też ma mizianki mode on, u niej głównie objawia się to marudzeniem by ją wziąc na kolana gdy siedzę przed kompem, zazwyczaj wówczas, gdy w jednej ręce mam fajka, a druga twardo pracuje myszą
I na deser kilka dzisiejszych fotek - niezbyt dobrych technicznie, ale za to z zadowolonymi kotami
