No to nas kociaki dzisiaj nastraszyły.
Maluchy, właściwie tylko chłopak, wylądował u weta. Objawy jak jedna z zeszłorocznych tymczasek, czyli brak kontaktu, przelewanie się. Koszmar.
Oczywiście w przychodni już się naprawił

.
A Kaśka rano dała dyla między nogami. Ona kiedyś mieszkała gdzieś tu blisko i była wychodząca.
TŻ nie mógł jej złapać, nie dlatego, że nie podeszła, tylko jakiś kocur ją pogonił.
Potem Tż pojechał z maluchami. Wracałam z duszą na ramieniu. Siedziała w ogródku u sąsiada.
W domu ogarnęłam najpierw miski

, a teraz się czyści i jest z siebie bardzo zadowolona.