Jeśli któraś z cioć czytaczek pamięta pewne słodkie, zezowate oczęta...
W weekend odbyła się wizytacja u NDW i mojego małego księcia

. Zaraz po przekroczeniu progu napotkałyśmy uważne, zezowate spojrzenie, którego właściciel czem prędzej czmychnął za fotel, by zaraz się zza niego wyłonić i z zainteresowaniem nam przyglądać. Przypominało mu się coś?
Zauważyłyśmy zresztą w trakcie wizyty, że Władzinek ma taką reakcję na wszystkich, z własna pańcia włącznie - na widok każdego czmycha, by zaraz się pojawić i stanowczo zażądać mizianek. A mizia się jak wariat, barankuje, daje głaskać i przytulać oraz szaleńczo bawi myszką lub ciemką

.
Słoneczko wyrosło i wyładniało - co prawda został z niego kocinek niewielki i szczuplutki (mimo, ze na roczek idzie, a i kastracja dawno była), a do tego niezmiennie.... eee... krzywonóżkowy

, nie da się ukryć, że śliczny kot... Sierść ma mięciutką, aksamitną, błyszczącą, mógłby w reklamach grać

. Trudno się zresztą dziwić, skoro w miseczce Bozita, a hrabia jeszcze ponoć noskiem na nia kręci
Kochanemu mojemu małemu ksiecui spełniła się obietnica, którą szeptałam mu do uszka, jak był na krawędzi TM - że przeżyje, będzie pięknym, wielkim, grubym (no, do tego jeszcze chwila

kocurzyskiem we wspaniałym, kochającym domu...
Ech, łezka mi się zakręciła...

ze szczęścia
PS. Przepraszam za jakość zdjeć, ale matki mleczne jako te sieroty zapomniały aparatu, więc te są z komórki...