no wiec pewnego dnia pewna klientka wykladala mi na tasme maaaaaaaaase towaru. Wiadomo-w auchanie to kasjer pakuje klientowi towar. W pewnym momencie doszlo do tego, ze juz nie mialam miejsca gdzie pakowac a jeszcze na tasmie tego wszystkiego tyle, ze glowa boli. W dodatku okazuje sie, ze w wozku klientka ma jeszcze mieso....

a juz nie ma tez miejsca na to, by na tej tasmie cokolwiek polozyc

w pewnym momencie ta kobieta podchodzi do mnie, nachyla sie i niesmialo, speszonym glosem pyta-doslownie tymi slowami: "czy ma pani jakies jednorazowki?
Bo mi sie piersi rozwalily..."
Fajnie zabrzmialo, nie?

Ona miala na mysli filet z kurczaka, bo tego napakowala do zrywki tyle, ze nie dziwota, ze sie rozwalily

Ja o maly wlos a parskla bym smiechem na glos, mialam takie skojarzenia

Normalnie mi geba wykrzywialo ze smiechu, a na sile probowalam zachowac powage, bo wiedzialam, ze jak sie zaczne smiac, to sie poplacze ze smiechu, a mam ograniczony czas na 1 paragon i jak nic braknie mi tego czasu na jego dokonczenie i bedzie trzeba wszystko od nowa kasowac... Na sile wiec zaciskalam zeby w przenosni i doslownie, nie odzywalam sie nic, robie dalej swoje, kasuje reszte towaru tej kobiety non stop z wieeeeeeeeelkim trudem powstrzymujac sie od smiechu, tym bardziej widzac mine klienkti: patrzyla na mnie kompletnie nie czajac o co mi chodzi

To mnie jeszcze bardziej rozmieszalo

Dopiero po dluzszej chwili sie uspokoilam i nawet na glos z ulga westchnelam.
Klientka wtedy chyba dopiero zalapala o co mi biega, bylo tylko "achaaaaa" i ona sama zaczela sie smiac

Wtedy obie zrywalysmy boki ze smiechu tak samo. Ale w miedzyczasie nim ona sie polapala w tej sytuacji ja juz zdazylam ocierac lzy ze smiechu

Do dzis mam ubaw niezly jak ta sytuacje wspominam
