» Pon mar 03, 2008 19:21
Opowieść trzydziesta trzecia
„ Następnego dnia dziadek z wnukiem spakowali rzeczy wuja Kacpra, a nie, honorowo zapakowano w gruby ręcznik i ustawiono w wiklinowym koszyku.
Przez cały czas obserwowała wszystko Tereska z jeszcze bardziej kwaśną miną niż zwykle, a kiedy udało się sprowadzić wuja Kacpra na dół i znieść jego fotel cmoknęła w powietrzu obok pomarszczonego policzka i znikła w głębi domu.
- Żegnaj, owsianko – mruknął pod nosem staruszek, a wnuk cicho zachichotał.
Za bramką , na ulicy, czekał duży, szary samochód, a za kierownicą siedział mężczyzna kropka w kropkę podobny do wnuka.
- Jeśli chcemy zdążyć na pyszny obiad – powiedział – to musimy się naprawdę bardzo spieszyć.
- Jedziemy na obiad, pojemy do woli, dosypiemy do rosołu pieprzu oraz soli ! – zaśpiewał chłopiec, a wuj Kacper roześmiał się.
Rzeczywiście – w domu , gdzie mieszkał chłopiec, już w progu poczułem smakowite zapachy , a kobieta, która przywitała nas w progu miała na twarzy promienny uśmiech.
- A nie mówiłam, że trzeba było tak od początku ? - zapytała, a wuj Kacper pokiwał głową.
Spojrzała na zegar i zawołała :
- Andrzej, trzeba jechać na stację, wuja Mela odebrać !
- A nie zapomnij o tytoniu do fajki ! – przypomniał wuj Kacper.
- Nie zapomnę – rzekł ojciec chłopca i wyszedł.
Kobieta pochyliła się nad koszykiem i wyplątała mnie z ręcznika.
- No proszę –powiedziała – więc to jest ten słynny kot…Piękny, prawdziwe arcydzieło sztuki ludowej…
Kiedy postawiono mnie na kredensie miałem okazję rozejrzeć się dokoła.
Na ścianach wisiały ceramiczne kafle malowane w jaskrawe kwiaty , a na półkach w kredensie stały gliniane garnuszki, kropka w kropkę podobne do tych, które lepił ojciec małej, chorej Basi…
Zasiedliśmy do stołu, kiedy ostatni z braci Królów przestąpił próg kuchni.
Ze swojego miejsca dostrzegłem, jak bardzo byli do siebie podobni. Przy stole toczył się wesoła rozmowa, co chwila ktoś wybuchał śmiechem, a wuj Kacper z wyraźną przyjemnością raczył się rosołem.
- Wspaniała z ciebie kucharka – powtarzał, a jego dwaj bracia przytakiwali .
Zapach pieczonego kurczaka jak obłok unosił się nad stołem, a kompot w wysokim szklanym dzbanku miał mocny, malinowy kolor.
Wuj Kacper w jednej chwili odmłodniał, jego ręce przestały drżeć, a jego głos zrobił się jasny i radosny.
- No i tak zakończył się spisek trzech Króli – rzekł ojciec chłopca, nalał wina do wysokich kieliszków i wszyscy razem wznieśli toast za nowe życie wuja Kacpra.
Po obiedzie postanowiono, że wuj Kacper i Melchior zostaną jeszcze jakiś czas w miasteczku, a ojciec chłopca zajmie się przygotowaniem wszystkiego, co niezbędne.
Naprędce ustalono, że trzeba będzie pomalować pokój, a jakieś meble znajdą się na miejscu.
Od razu polubiłem rodzinę Króli… Matka chłopca odnosiła się do wuja Kacpra ciepło i miło, zupełnie inaczej niż Tereska, którą widziałem zaledwie parę razy, i te parę razy wystarczyło, abym serdecznie ją znienawidził. Rzecz jasna nie dotyczyło to uwagi o odpustowej tandecie, ale tego, w jaki sposób traktowała wuja Kacpra.
Nie dziwiłem się wcale a wcale, że mieszkając z nią pod jednym dachem stracił ochotę do życia…
Rozmawiano do późnego popołudnia, a gdy słońce zaczęło świecić nieco słabiej ojciec chłopca pomógł wyjść wujowi Kacprowi po schodach na pięterko, gdzie przygotowano dla niego gościnny pokój.
Na mnie czekało honorowe miejsce na półce i z niego wieczorem po raz drugi wysłuchałem opowieści o tym, jak wuj Kacper i ja spotkaliśmy się dawno, dawno temu.
Rodzice chłopca z niedowierzaniem kręcili głowami, a ja czułem się jak bohater wieczoru.
- Sam go tam pozostawiłem – powiedział na koniec wuj Kacper – i nie pomyliłbym go z żadnym innym. Widziałem wiele odpustowych kotów, ale takiego nie spotkałem nigdy.
Matka chłopca jeszcze raz uważnie mi się przyjrzała.
- Ta wstążka i te rumiane policzki…wygląda, jakby ktoś zrobił go dla dziecka…
Poczułem w środku miłe ciepło. Kobieta odstawiła mnie na półkę.
- Lubię glinę – powiedziała. – szybko rozgrzewa się od rąk…
Kiedy za oknem zrobiło się ciemno, a mrowienie w poduszeczkach łap stało się nie do zniesienia domownicy opuścili gościnny pokój..
Ale zanim to nastąpiło mama chłopca położyła przy łóżku staruszka miedziany dzwoneczek i powiedziała, ze gdyby czegoś potrzebował, wystarczy tylko zadzwonić…
Wuj Kacper od razu wypróbował dzwoneczek, który zadźwięczał równie jasno, jak moje serce, a mama chłopca powiedział mu „ dobranoc” i wyszła, zamykając za sobą drzwi.
- Tak, tak – wuj Kacper podparł się na poduszce i spojrzał w moją stronę. – Ciekaw jestem, co byś opowiedział, gdybyś umiał mówić...
Położył się i zasnął, a ja zeskoczyłem z półki i wymknąłem się na zewnątrz przez uchylone okno.
Cicho przekradłem się obok tarasu, na którym rodzice chłopca pili wieczorna herbatę, zajrzałem w okno, gdzie Melchior z Baltazarem grali w karty i wyskoczyłem na parapet okna, za którym znajdował się pokój chłopca.
Zobaczyłem rozrzucone na podłodze skarpetki i sandały i chłopca zwiniętego pod kołdrą w kłębek.
Z każdego kąta tchnęło domem , takim, w którym zawsze i wszędzie jest dla każdego miejsce, choćby nawet był on glinianym kotem…
cdn

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!