Człowiek otwiera rano oko, a tu taki obraz:

Dziś, w końcu!, mamy pierwszy spokojny dzień, kiedy Kaj jest zrelaksowany i spokojny. Hydroksyzyna, niestety nie podziałała w Sylwestra i dni poprzedzające oraz kolejne...
O dziwo, sama kanonada noworoczna została przez Kaja najlepiej przyjęta. Bo strzelanie było ciągłe (i możliwe, że przyjęte, jako po prostu "hałas za oknem"). Najgorzej, gdy ktoś rzuci pojedynczą petardę pomiędzy bloki...
Byliśmy mocno przygotowani, na ten moment. Prócz wspomnianych leków, Kaj cierpiał głód i upokorzenie, więc miał się czym zająć

tzn pilnował cały wieczór porozkładanych w łazience i kuchni misek z jedzeniem (co dość skutecznie zajmowało Jego uwagę) oraz miał obwiązane uszy (za co mnie pewnie znienawidził albo przynajmniej się obraził), poza tym muzyka grała z dwóch urządzeń... W każdym razie Kaj, równo o północy, dostał zezwolenie na dobranie się do mich, więc poleciał przypuszczać szturm.
Na spacer możemy już normalnie wychodzić załatwiać swoje potrzeby. Niestety Kaj leje też w domu... i konia z rzędem, temu kto nauczy Go robić na podkład
Dywan zwinięty, to i tyle dobrze, że tylko szmatą się przeciągnie i wytrze...
Mrówcia zaczepia Kaja do zabawy

Naciera na Niego i robi piruety przed nosem

ale temu nie w głowie takie zaloty. Ktoś przecież, w tym domu, musi nosić kość
