Eh...
Njusy.
Najpierw złe.
Sary dalej nie ma. Teżet objeżdża, ogłoszenia wiszą ale nikt nie dzwoni. Nawet nie chcę myśleć, że naprawdę ruszyła do Łodzi.
...
A teraz lepsze.
Czaruś/Pazurek dziś o świcie przyprawił mnie o zawał, albowiem nie stawił się na śniadaniu. Obleciałam z latarką wszystkie kryjówki w domu i wyrwałam ze snu Juniora, bo może go wpuścił do siebie. Junior się wyparł i ziewając okropnie tłumaczył rozhisteryzowanej matce, że zasięg Pazurka licząc w dół na razie sięga półpiętra.

Mimo to odziałam się w buty i udałam świecić do ogrodu, nic nie osiągnęłam i już byłam pewna, że polazł szukać Sary i że - tfu!!! - po kolejnym kocie. Jednakowoż o ósmej rano zastałam go na posłanku przy ciepłej ścianie. Niewykluczone, że o piątej rano jestem kiepskim poszukiwaczem ukrytych kotów.
Integracja Pazurka z resztą towarzystwa przebiega modelowo...

... a nawet histeryczna i głupkowata pańcia jest w pazurkowych łaskach i została zaszczycona pazurkową drzemką na własnym popiersiu.

Teraz sprawy Kici Łaziebnej.
W wyniku rozmaitych energicznych działań - pomińmy może awantury pomiędzy państwem - Kicia Łaziebna wieczorem odjechała do szpitalika u Salewiczów.
Kicia jest piękna, kolorystycznie zwłaszcza...

...ale charakterek posiada...

... i na świeżo obudzoną po narkozie i ciężkiej operacji malutką koteczkę kaftanik musiały nadziewać cztery osoby.

A teraz Kicia sygnalizuje, że jest głodna i zła. Bardzo zła.

Wbrew histeriom, tym razem pańcia, któremu różni weci tłumaczyli, że to bardzo groźna operacja i szanse kotki na przeżycie są 50/50, Kicia jak widać jest w świetnej formie a my uniknęliśmy czterech nowych problemów.
Chciałam podziękować Carmen za pomoc, telefon i ustawienie do pionu; Salewicze też specjalnie z nas nie zdarli, przebitka była tylko dwukrotna, licząc dobę szpitalną. Szalenie żałuję, że mamy do nich trochę zbyt daleko, by jeździć regularnie, a nie tylko w wyjątkowych wypadkach.
Najgorzej na wszystkim niespodziewanie wyszedł Ziemniak, który też się zadomowił do tego stopnia, że uznał za swój psi obowiązek ujadać na wszystko, co się zbliża do jego łóżeczka, albo do pańci. Leci Junior po schodach - Ziemniak ujada, pańcio o drugiej w nocy zmierza do łóżka - Ziemniak ujada, Pazurek się dobija do Kici - Ziemniak ujada, dzwoni pańciowy budzik - Ziemniak się zrywa z ujadaniem, łóżeczko z okropnym hurgotem odjeżdża w przeciwną stronę, pańcia dostaje apopleksji, pańcio usiłuje się zakopać pod poduszką, Fistasz się łapie za serce, ogólna panika. I przyznam się, że jestem tak wyprowadzona z równowagi i w ciągłym stresie, że w końcu jak nie złapałam kapcia, jak nie przylałam w ten chudy tyłek...
