I na mnie przyszła kolej...
Toto, bo płci nie znam. Na oko około roku, charakterem facet, ale różnie to bywa u kociów.
Podrzucono na moją wycieraczkę dziś około godziny 19:00.
Dzwonek do drzwi i sąsiadka powiadomiła mnie, że leży słabe Toto na mojej wycieraczce...
Totek wygląda na chorego, ale nie kicha, nie ma kataru, oczy i uszy w porządku.
Wygląda jak chory kot domowy, którego ludzie mieli już dośc, ale trochę zalatuje siurami.
Szaro, żółto, nie wiem co. Chyba trochę brudne Toto jest. Ma niewielkie kitki przy uszach, ale głowy sobie za to uciąć nie dam, że tak miało być. Może jest bardziej długowłose a te kitki, to posklejana sierść...
Czekam na sąsiadkę i obie będziemy trochę kota oporządzać a jutro rano do weta.
Toto zjadło, wpakowało mi się na kolana, nawet nie fuknęło na Krzysię. Krzysztofa natomiast obrażona, udawanie pawia też już było.
Poszła spać do mojej córki ( co jej się zdarzyło może z dwa razy).
Toto dostało oddzielną kuwetę, wie co to jest, więc nie jes tak źle.
Zjadlo rosołu z kurakiem, oraz skubnęło z miski Krzysi suchego.
Zapakowałam strongholda pozostałego po Krzysi na kark, Krzysi zapobiegawczo też.
Pcheł ni ma, brzuszek chudziutki, więc robali chyba też nie.
Niech to się okaże kastrowany kocur, albo kotka, bo Krzysia ruję ma!
Na razie izolują się same, ale cholera wie, co może być. Póki nie odwiedzi weta, będą w dwóch oddzielnych pomieszczeniach.
Zaraz przyjdzie sąsiadka i będziemy kąpać, jeśli się uda, a jak nie, to przynajmniej trochę ogarniemy tą sierść.
Ciężka noc przede mną.
Trzymajcie kciuki....