Sama nie wiem, od czego zacząć, bo chciałabym krótko i treściwie. Każdy z nas jest już zmęczony tegorocznym kocim wysypem.
Od 4 lat kategorycznie powiedziałam sobie, że nie będę już domem tymczasowym. Nie, bo nie. Bo życie mi na to nie pozwala. A że blisko współpracuje ze schroniskiem, to wcale nie było proste zadanie, biorąc pod uwagę z jaką łatwością wykarmiłam dziesiątki kociąt... To po prostu było naturalne. Ale bieg życia, chore dziecko, drugie maleńkie i do tego cały życiowy rozgardiasz spowodowały, że decyzja padła na kategoryczne nie, choć wiele razy niemal się ugięłam...
No i tak, aż do dziś. Pan pod blokiem przycinał krzaki... i wprost z choinki, niemal pod moje nogi wypadała Neli. Maleńka czarna koteczka, 5 tygodni przerażenia i para ogromnych niebieskich oczu. Miałam zgłosić do schroniska, ale panleukopenia szaleje, jak wszędzie. No i tak patrząc na tego kota w rękach pomyślałam, że nie bez powodu stanął na mojej drodze, bo od roku z mężem nie potrafiliśmy się odblokować, mimo iż tematy powrotu do tymczasowania były... Żal mi się zrobiło, bo to tak jakby granie w rosyjską ruletkę w tym wysypie chorych kociąt.
No i wrzuciłam do transportera problem "na później" i zaczęłam się organizować.
No i nagle okazało się, że nie mam nic oprócz transportera, misek i...tyle. To o tyle dziwne, że wszystko miałam. Ale jak się okazało, tu pożyczyłam, tam pożyczyłam i nie wróciło. A kuweta się już nie nadaje... Nawet kleszczy nie miałam czym usunąć i pazurków czym obciąć. Totalna porażka.
Klatkę na szybko pożyczyłam z lecznicy (dla bezpieczeństwa dzikiego kocięcia, bo mam małe dziecko i małe mieszkanie, do poniedziałku), załatwiłam szczepienia w schronisku- oczywiście jako część profilaktyki, odrobaczyłam, odpchliłam, wyczyściłam, obcięłam pazury, kleszcze wyjęłam, zbadałam. 0,4 kg wypasionego dziecka, kochanego przez mamę... Kupiłam dwie puszki jedzenia, wysępiłam 5 podkładów... No i w poniedziałek umówiłam na testy na wirusówki...
No i w sumie chyba potrzebuję pomocy... i liczę na to, że ktoś zechce mi pomóc, tak jak i ja od wielu lat pomagam (już mój dom tymczasowy jest pełnoletni

Potrzeby nie są duże- żwirek, jakieś jedzonko, podkłady. Cudownie byłoby, gdyby udało mi się nazbierać na klatkę kennelową- mój malutki dogbad, który od lat mi służył jest w użyciu u innego kociego dziecka, i mocno już sfatygowany ilością dzieci jakie po nim skakały... Jedno mogę obiecać, klatka przeżyje wiele kociąt

Może ktoś zechciałby zrobić dla Neli jakieś, nawet drobne, zakupy?
Przepraszam, nie wiem, jak zmniejszyć zdjęcie... Nie pamiętam już...
<zdjęcie usuwam, dodaje w dormie odnośnika poniżej, bo takie na całą stronę baaardzo bije po oczach>
https://scontent.fktw6-1.fna.fbcdn.net/ ... e=66F9A59A