Śpieszę z update'm:
Kocica jest już bezpieczna, świetnie ukryta pod komodą w naszej krakowskiej kuchni

Rzeczywiście jest syjamką, rzeczywiście jest śliczna jak obrazek i rzeczywiście nie była sterylizowana. Ogólnie trudno jest napisać mi o niej coś więcej na ten moment, bo poza tym, że zniknęło jedzonko z talerzyka ustawionego specjalnie dla niej w okolicy komody, mała nie daje znaku życia. Od czasu do czasu, kiedy nasz niewidomy Bronek spaceruje w tej okolicy pojawia się spod komody tylko cichutki warkot.
Po kotkę zajechał wracając ze szkolenia w Łodzi mój mąż, bo mnie w ostatniej chwili odwołali wcześniej udzielony urlop, który to miałam zamiar spędzić w stolicy polskiego włókiennictwa

(Zosik, od razu przeprosiny - w poście bo nie umiem odpowiedziec na PW - wybacz, że Oskar do Ciebie nie zadzwonił, ale wracał późno i nie miał już za bardzo sił na wizyty towarzyskie. Ale jak tylko kiedykolwiek będziesz miała chęc na wizytę w królewskim grodzie Kraka czuj się zawsze do nas zaproszona

Ja nie dzwoniłam, bo mój wczorajszy dzień pracy skończył się w okolicach 22 i po powrocie do domu zwyczajnie padłam na pysk).
Misia, bo tak ochrzcili kocicę poprzedni właściciele, bez problemu dała się zapakować do kontenera i równie bezproblemowo przewieść do Krakowa. Tyle, że jak mówił mąż, Misiunia nie nadaje się na realia naszych dróg, bo kiedy prędkośc jazdy spadała poniżej 60 km/h zaczynała fukać
Jak tylko Misia nabierze odwagi żeby wyjść na pokoje i oswoi się z nowymi warunkami planujemy zabrać ją na standardowy zestaw badań do naszego ulubionego weta i oczywiście ustalimy termin sterylizacji. Jak wyjdzie i będzie okazywała jako taką chęć do pozowania postaram się tez wrzucić jej zdjęcia. Z tego co widziałam przez krótką chwilę między otworzeniem transportera a szybką translokacją pod komodą jest rzeczywiście baaaardzo widowiskowa
