No to byłam i wróciłam.Warunki ekstremalne, dwie pary rękawiczek, a i tak ręce mi prawie zamarzły.Koszmar jakiś, zawieja straszna.Ale trzeba, bo zwierzęta głodne

.Wiecie, ile ich było? JEDEN.Darłam się, bo coś dzwonek mi się popsuł, ale żaden więcej nie przyszedł.Bambo, bo to był chyba on najadł się nerek, umył i gdzieś zniknął.Zostawiłam tylko trochę nerek w miseczce, słoninę i suchą karmę, no bo jak inaczej? Psom zostawiłam chleb ze smalcem, trochę gotowanego tłustego mięsa i sporo suchej karmy.Wodę też, ale na pewno zamarznie zaraz.W domku burasi zamarznięta mokra karma, sucha tylko zniknęła.Musiałam usunąć zdechłą i rozbebeszoną mysz, którą znalazłam na środku podłogi w domku.Obrzydliwe

Czyżby tam były myszy? Czy jakiś kot przyniósł ze sobą zdobycz?
Trzeba to przetrwać, wyjścia nie ma.