O, matko, popłakałam się i oplułam monitor (nie buty) - to ze śmiechu.

Mrówek, bardzo Wam dziękuję, po raz nie wiem już który, za przewóz tych małych bestii. Myślę, że gdyby nie Wy (a w szczególności Twoja wytrwałość podczas walki - bo jak to inaczej nazwać? - z dzieciarnią i to w tak niekorzystnych warunkach podróży), maluchy nie miałyby szans, aby wyjść na koty. Nie bez znaczenia jest tu fakt, że jednak doprowadziliście sprawę do końca i obyło się bez wywalenia gromadki przez okno

Jesteście wielcy, co chyba każdy tutaj docenia. A kotasy najbardziej. Myślałam, czy nie nazwać ich na Waszą cześć, Waszymi imionami, ale po chwili uznałam, że to może niekoniecznie dobra koncepcja

Choć imiona ładne: Michał, Borys, Aleksandra. Zatem dla Michała, Borysa oraz Aleksandry WIELKIE DZIĘKI
A jeśli chodzi o kociaki: zakumały kuwetę. Pewnie jeszcze nie do końca, jednak każdy już zaliczył kibelek zgodnie z jego przeznaczeniem. Dzięki temu okazało się, że Julka ma ohydne robale. OHYDNE

I chyba wszelkie możliwe. Potem mi się śniły obleńce i płazińce monstrualnych rozmiarów i w ilościach hurtowych

Chłopaki chyba nie mają obcych. Ponadto już się przestały tak panicznie bać. Dziś rano obudziłam się a tu trzy pary wielkich ocząt wpatrywały się we mnie z zaciekawieniem. Natomiast teraz szaleją, skaczą, przewalają się po podłodze, rzucają piłki, myszki, kulki, walczą ze sznurkami, frędzlami od narzuty. Jest wesoło. Jedzą pięknie. Mieszkają w klatce króliczej (tak sobie wybrały). Inka - nadal wkurzona, ale chyba z niej uchodzi złość, bo próbowała włączyć się dziś do rozgrywek w myszkę parkietową. Dziś odpchlę towarzystwo oraz wieczorem postaram się zrobić im zdjęcia (teraz ładują się baterie od aparatu).