Pechowo bardzo wyszło z tym wyjazdem, ale co zrobić..
Mieliśmy różne plany: a że znajomi pomieszkają u nas przez te 4 dni ( wyjechali) , brat TZa ( za delikatny na sprzątanie kuwet

) inni zaoferowali, że bez problemu mogą wpadać ...ale nie w ten weekend... i jak to w życiu często bywa rodzice okazali sie ostatnia deską ratunku.
Dostali kontenerek z kochanymi futrzakami ( w tym jednym śpiewającym

) torbę z lekami wraz ze szczegółową instrukcja co, jak, kiedy i komu... mama bardzo się starała sprostać wymaganiom a nie było łatwo bo takiej baterii leków jeszcze nie mieliśmy - Smolik ze względu na apetyt i szybkoś oraz niezawodnośc pochłaniania posiłków mógł dostawać leki w jedzeniu. Noska niestety miała wszystko podawane ze strzykawki dopyszcznie, bo je wolniej i rozkłada sobie na porcje , które potem wyjada również Smolik... mama mówiła, że już w pon. jak wchodziła do pokoju to Noska chowała sie pod biurko

ale trzeba to było przetrwać - teraz bedzie łatwiej (nam

) bo konczymy podawanie odrobaczacza więc będzie 1 strzykawka dziennie mniej.