Dziś przeprowadzka Toma, w domowych warunkach zrobił się zupełną przytulanką, można tarmosić, całować, tulić, ścikać a on mruczy i z rąk nie chce zejść

Gorzej z Jerrym

nie potrafię przełamać jego strachu, nie wiem już jak mam tego dokonać.
Mały za każdym razem kuli się jak wyciągamy rękę, chowa główkę. Bez problemu można go złapać, nie ucieka, ale już na ręcach szału dostaje do ucieczki.
Jak się go nie łapie, tylko sam podchodzi i jak się go nie dotyka wystarczy tylko coś do niego zacząć mówić i tak mruczy, że w całym pokoju go słychać. Śpi na nas też mruczy, przychodzi się przytulić sam, ale już jak zaczniemy go miziać, to przykurcza się ze strachu i ucieka
Nie wiem co ten maluch złego przeszedł, przecież Tom jest otwartym, miziastym kocikiem
Nie wiem czy blizny na karku zarosną sierścią, ma dwie dość duże, choć uważam, że wcale nie ujmuje mu to uroku
Nietoperz

Biedny ten nasz "Nemo"

I nasz cukiereczek
