Oto moja relacja z niefajnej przygody jaką miałam kiedy pojechałam odwiedzić kicię
W gabinecie pacjent był to się zapytałam czy mogę do szpitalika i polazłam. Klatka Krysi zasłonięta kocykiem, żeby kici niepotrzebnie nie denerwować. Odchylam kocyk a klatka pusta

Przeleciałam wszystkie klatki - w żadnej nie ma Krysi. A że jestem panikara - to oczywiście najgorsze myśli zaczeły mi po głowie latać

Ale jeszcze raz obejrzałam klatkę - była otwarta

To taka królicza klatka, ale jeszcze żaden kot z niej się nie wydostał a spryciulka Krysia - proszę bardzo, zdolniacha nad zdolniachami
Kicia zbunkrowała się pod kaloryferem, ale sprawnie została poproszona o wejście do transporterka i umieszczona w nowym lokum. Większym i bezpieczniejszym, bo bez możliwości ucieczki

Bardzo była Krysia zadziwiona zmianą lokalu.
Najważniejsze jest jednak to, że Krysia trochę pojadła
.