Noc to był deszczowo-wiatrowy armagedon u nas.Czwarte piętro i wsio w okna waliło jakby zaraz miało do domu wejść.Koty niespokojne biegały umilając mi życie.Potem biegały umilając mi sen.I tak sobie umiliły również swoje kocie życie,że je wyciepałam z pokoju i
zamkłam drzwi. Zaskoczenie było totalne i nikt się nie dobijał. Rano grzecznie s
przątłam wyniki ich niezadowlolenia, które szeroko sie rozlało.Nie4 śmiałam uwagi zwrócić by za plecami nie mieć kolejnych dowodów ich frustracji.
Minio jojczy.Jojczy i jojczy.I diabli wiedzą co on chce. Wreszcie resztkę mleka mu zafasowałam i...zjadł. Rano też.

Poprawił mleczusiem po gerberkach. Co nie znaczy,że tak mu sieęten stan utrzyma.
Mleka akuratnie ta czwórka żreć nie chciała nigdy.Jednak Misiowi przy takiej pogodzie drink się zamarzył.
Puszka świeci pustkami .Dno łyska jak wyrzut sumienia bo szkoda nam było lokować forsę w biały pył jak chętnego na niego nie było.
Jednak Danka musi zamówić.I znając życie jak paczka dojdzie to Misiowi przejdzie.
A TZ chciał wyciepać tą reszteczkę.
Akcja pt "Miś kotem wychodzącym" trwa.Już mi się niedobrze robi od zaznaczania ,że wszak wszystko jest w ogłoszeniu.I o Gerberkach i o niejadztwie i o nieśmiałości i jojczeniu i o domu tylko zamkniętym.Bez zwiedzania świata.
Piotrusiek też takowe ma propozycje.
Namiętne jest nie podpisywanie maili.O dzień dobry to nawet nie marzę.
Kotłowniane zjawiły się w pełnym komplecie. Dobrze,że mam puszki w zapasie ze sobą bo żarełka chyba deczko mało by było.
Rude z okienka wypłoszone strasznie. Okienkowa część szyby chyba przez wiatr została wywiana. Świecące oczy w ciemności dały znać o obecności małego.Odniosłam rany powierzchowne szybkę wstawiając. Wszystko w środku mokre. Dzięki przyfasoleniu się w święta w głowę mam tężec poszczepiony. Śmiało mogę łapy wsadzać w dziwaczne miejsca. No prawie śmiało.Z własnej woli pchać nie będę.
Dziś mam ciężki, bardzo niewdzięczny dzionek.Pomyślcie o mnie ciepło.