Szalony Kot pisze:Poszłam w kierunek teściowej w klatce i pomyślałam, że to ona tak wywala posłanka, jak nic
A serio, to skąd to małe z mamą? Oraz kiedy będą foty, bo jak bure to najpiękniejsze

Trudno zrobić fotki bo bardzo płochliwe małe jest. Wystarczy ,że kotka warknęła raz i już na sam nasz widok zaszywa się za plecy rodzicielki. Wczoraj udało mi się je pogłaskać to zamruczało nieśmiało. Ale jeden skrzek matki wystarczył ,że zwiało. Już nie ssie matki. Kotka pojedzie na kastrację. Miała trafić z dzieckiem do otwockiego promyka ale oni znowu mają pp. Z uporem maniaka łażą do lecznicy (mojej ulubionej

) gdzie stale jest zagrożenie. Kocica miała trafić do Ani. Małe do mnie. Ale u niej remont się nie skończył na czas więc , by nie było tyle nerwów, oba są u mnie w klatce. Wszystko wygląda na to ,że matce "załatwimy" Koterię i wróci . UM tnie ale nie przetrzymuje. A to nas nie urządza.
Rodzinka pojawiła się na jednym z osiedli w pobliżu szpitala, gdzie łapałyśmy. Było podejrzenie ,że to ta "znikła" kocica z chorym małym. Bo blisko. Jednak nie. Pisałam chyba o tym. Małe było mniejsze. Kotka mniej płowa. Niestety, nie dało rady ich łapać wtedy bo było ...pp w Promyku. Jak się skończyło to migusiem kolejne sobie przywlekli. Teraz karmicieka wyjeżdża i nie ma kto nimi się zajmować. O tym co słyszałyśmy od obu pań, będących przy łapance, na temat naszej 'pasji" opiszę kiedy indziej. Ludzie to jednak głupi i zarozumiali są. Przeświadczeni o swojej wartości i wyższości. W którymś momencie Anka prychnęła obcesowo i obrażona jedna baba odeszła. i dobrze bo tylko zawadzała.
Koniec końców koty trafiły do nas. Gdyby nie to zostałyby w krzakach bez żarcia.
Podobno wolność im dała ukraińska rodzina, która wyprowadziła się z mieszkania i nie zabrała ze sobą.
Zaczęły jeść. Zmieniłam żwirek na badziew ziemię przypominający i była kupa i siusiu. Małe powoli się bawi zaczyna. Słychać jak toczy piłeczkę. Żal mi ,że zostanie samo ale nie oswoi się przy matce. Zresztą zaraz zacznie go odganiać i dostanie rujki. Chyba, że już jest po.
Wiem, głupia jestem. Oboje jesteśmy głupi. Bo Janusz bez dyskusji przyjął fakt posiadania kolejnego futra. Mnie to małe nie dawało spokoju od chwili gdy go ujrzałam. Gdyby wtedy podszedł do mnie to już by był mój.
Dostawały winstona i jednak musze kupić dziś ten przysmak. Bo nie do końca chcą jeść co innego.
Promyk niby mówi, że poniesie koszty utrzymania i weta. Ale ja w to nie wierzę. Jeszcze do tej pory nie zwrócili się do naszej wetki z pytaniem o koszty za malca co umarł jej na stole. Mają swoja lecznicę ale ja będę trzymać się z dala od niej. Albo ta od pp. Albo druga gdzie ciężko choremu, umierającemu kotu dają ... glukozę co 2 godziny.
Wiem, głupia jestem.