Pusia zabieg zniosła doskonale.
Po powrocie do domu, jeszcze w tym pijanym widzie, swoje pierwsze kroki skierowała do kuwetki. Siknęła zdrowo i poszła spać. Siedziałam z nią w łazience prawie cały dzień, dopóki całkiem nie doszła do siebie wieczorem. Ciągle sprawdzałam czy oddycha

, czy nie wychładza się, czy brzuszek ok. Rozdziewam jej buźkę, żeby sprawdzić dziąsełka, czy prawidłowo różowe, a tu czarne

Jak sprawdzić, czy prawidłowo różowa, skoro ma czarne podusie, czarny nosek i ciemnie dziąsełka??? Więc głaskałam, głaskałam, głaskałam i mówiłam, że jeszcze tylko trochę poboli, a potem już wszystko będzie dobrze.
Wieczorem zjadła trochę convalescenta, znowu zrobiła siku i zaczęła przysypiać już normalnie, z nudów, w tej łazience.
Ubrałam jej na noc kaftanik na wszelki wypadek i poszłam się położyć. TZ powiedział, że będzie czuwał i zaglądał do niej.
Około północy, normalnej, zwyczajowej godzinie najlepszych zabaw kotów, mój kwintecik zorganizował akcję pod nazwą "Uwolnić Pusię"
Dzikuska stała na straży w jednych drzwiach od pokoju, Sreberko w drugich, Fortuna przeprowadzała rozpoznanie węchowe przez szparę w łazienkowych drzwiach, Złotko wsadzało łapy przez wywietrznikowe kółka, a Agatka pracowała mocno nad podkopem. Śmiechu mieliśmy co niemiara
W końcu poszłam spać. O czwartej rano budzi mnie TZ, że chyba się coś stało, bo Pusia zamiaukoliła żałośnie, koty się zaniepokoiły, on nic nie widzi i żebym natychmiast sprawdziła co się dzieje.
I pierwszą rzeczą, którą zobaczyłam po wejściu do łazienki i rzucie oka na normalną Pusię, było siku i kupka w kuwecie
Twaarda. Nic dziwnego, że przy bolącym jeszcze brzuszku zamiaukoliła. Posiedziałam z nią jeszcze przez chwilę i znowu poszłam spać.
Jedziemy dziś w południe na kontrolę, zastrzyk i zdjęcie wenflonu.
A potem chyba nie będziemy już zamykać na klamkę drzwi do łazienki
