Mops to tam podobno przychodzi (też jestem w szoku - może jakiś olewczy pracownik?), sanepid był powiadomiony i zignorował sprawę.
Pani nie ma demencji starczej bo jest na to za młoda ma inną chorobę coś z niewydolnością narządów i pewnie wkrótce umrze - moim zdaniem ma urojenia, jest niepoczytalna i wierzy w to co mówi że kotom jest dobrze, może jej matka staruszka leżąca tam ma demencję albo Alzhaimera, bo tam w tym wszystkim leży jeszcze starsza pani jej matka

.
Tragedia i beznadzieja. Nikt się nie chce wtrącać w cudze życie i jest tak jak jest.
Ja się musiałam wtrącić bo tam trafiły 3 koty z mojego osiedla a ja się czuję za nie odpowiedzialna. Obawiam się że są już niestety z TM

. Byłam w tym mieszkaniu 2 lata temu i wszytko było ładnie pięknie koty zadbane, okna zabezpieczone, drzwi zabezpieczone, nie było się do czego przyczepić, koty karmione Joserą. Mnie niepokoiło głownie to że kotów jest 11 i jeszcze pies a to przecież spore wydatki dla
przeciętnego człowieka. Potem zaczęły dopływać różne informacje, myślałam że ktoś chce kobiecie zaszkodzić. Rozmawiałam z nią ona że
wszystko jest ok koty mają świetnie. Zaczęłam się niepokoić opiniami innych i poszłam sprawdzić bo myśłałam że może raz kupa nieposprzątana i ktoś robi raban no i sobie zobaczyłam PIEKŁO... Powiedziałam że chce zobaczyć koty ode mnie i wtedy ona otworzyła drzwi do pokojów i buchnął ten zapach na korytarzu koty nie biegają więc pod drzwiami do mieszkania nie pachnie brzydko. Trzeba wejść do korytarza nr 2 i wtedy zaczyna się koszmar. To duże mieszkanie w kamienicy o 100m2, nawet nie słychać jakby te koty miauczały czy coś. Pani pokazała mi niby mojego kota ale to była podobno kotka nie ta ode mnie. Pytam się o ta drugą to podobno schowana u mamy,
otwiera drzwi do pokoju mamy a tam staruszka w jakiś szmatach leży w łóżku. Kota oczywiście nie zobaczyłam
A pytam się co z 3 - niby uciekł... Nie wierzę w ani jedno słowo. Kobieta ogrzewa się piekarnikiem w kuchni i obok tego piekarnika
biega mały kot. Ktoś mi powiedział że te moje koty i tak by umarły a u niej chociaż miały ciepło. Nie sądzę że skoro musi się ogrzewać piekarnikiem a one były w pokoju to miały ciepło... Makabryczne stwierdzenie... Miały kupy, pewnie nie było kasy na żarcie (bo skoro nie było na opał) i padły.
A co z jej własnymi 6-7 kotami? Pewnie podzieliły los moich...
Zawsze myślałam jak oglądałam w telewizji takie historie że od razu będzie widać po takiej osobie że jest tego typu. A tu właśnie tak nie było, tą kobietę wszyscy ludzie dookoła lubią, jest przebojowa i bardzo przekonywująca, budzi zaufanie, nie tylko koty z mojego osiedla tam trafiły, inne osoby też się nabrały. Wiele razy widziałam jak chodzi z kotem do weta. Wydawało się że jest tak zaangażowana i dba. Ale to wszystko było jedynie wytworem jej wyobraźni.
A historia pokazuje że trzeba z ludźmi bardzo uważać i chyba nie wystarczy 1,2 wizyty kontrolna, a powinny te wizyty odbywać się ciągle co kilka miesięcy, bo sytuacja może zmienić się o 180 stopni.