To tak: Koko opanowała łózko, śpi przytulona do człowieka i nie zwiewa od razu, kiedy się człek ów poruszy. Czasem wyjdzie spod kołdry, kiedy jej jakiś gamoń pięciokilowy (czyli jeden z moich rezydentów) siadzie na głowie

Ucieszyłam się jak głupia, kiedy kilka dni temu zareagowała ładnie na swoje imię: znaczy ona wie, że Kokotkiem jest, ale tak fajnie przytomnie spojrzała mi w oczy

Koko ma taki śmieszny krój powiek, że sprawia wrażenie, jakby nie patrzyła tam, gdzie patrzy

Trudno to wyjaśnić.
Od wczoraj obie dziewczyny kichają - podłapały coś

Sodzie ta kichawka chyba uruchomiła zwoje mózgowe jakieś, bo wczoraj dostąpiłam zaszczytu wygłaskania biało-burego futrzaka. Słodziak wlazł na biurko, mrucząc na potęgę, nadstawiał boki, grzbiet i łepetynę, nie uchylał się, nie uciekał przed dłonią, ba! barankował! Był moment, kiedy pomyślałam, że oto stanie się cud i Soda wejdzie mi na kolana

Rozmyśliła się jednak
Sodek jest mistrzem skoków: skacze niesamowicie wysoko, jeszcze widać, że zostawia sobie zapas (takie hamowanie w powietrzu

) i z niebywałą gracją. Koko jest mniej skoczna.
Przed obcymi nadal uciekają, chowają sie pod szafą, choć Koko zdarzy się wypełznąć
