Poszukuję osoby do wizyty przed adopcyjnej w Płocku dla Rodeńki. PILNIE by się zdało . Pani się skontaktowała ponownie po urlopie i taj jak napisałam wyżej, w czwartek ma zabezpieczyć balkon i okna.
Będę wdzięczna za pomoc. Kontakt do mnie 697-541-709 Jest tam kociczka m-c młodsza od Rodi. I tutaj muszę trzepnąć w głowinę jej weta bo stwierdził ,że miesiąc różnicy wiekowej jest dużą różnicą i nie powinien tak stary kot być dokoptowany do małej Tosi

Ręce opadają. Pani nie zdzierżyła i zapytała mnie . Długie rozmowy były i przed jej urlopem a domek wydaje sie fajny i odpowiedzialny.
Będę wdzięczna za pmoc.
Wczoraj cieszyłam się ,że miski krzakowego buraska są niewidoczne

Nie trzeba było. Ktoś sprzątnął wszystko. Zadał sobie trud by wleźć za płot , przeczołgać się po trawach i zabrać mu wchrupki i wodę. Nie dojadł i rano był mocno głodny .Opitolił nerki i chrupki oglądając się za dokładką. Wracając od śmietnikowców dołozyłam mu rezerwową saszetkę kk.
Nowy młody jojczy w łazience. Nasze jojczą pod łazienką. Nerwy ma Rudolf. Jak świat przywitał narodziny Rudolfa to każdy wie. Raczył był urodzić się u zbieraczki co jego mamunię wyciepała pod balkon i tam sobie żył. Rodzeństwo umarło ,on chory trafił na palec TZ-ta w który się wgryzł i tak uczepiony został zapakowany w polar. O tym jak zwiał z polara i naszych poszukiwaniach gamonia zmilczę ale i tak trafił do nas. Ciężko chorując , żrąc co podano w ilościcah hurtowych, strachając się na wszystko przyjął zasadę ,że kuwetkuje się na dwa sposoby. Płyny trafiają zawsze do kuwety. Reszta trafia obok. Centralnie na złączeniu płytek, zawsze w jednym miejscu. To jedyny kot o którym moge napisać ,ze wiem jakie ma goowno. Nie walczymy z nim bo to głupio-rude jest .Zachodzi obawa ,że może przerzucić się na inne części mieszkania pojmując opacznie nasze nauki.
Tak więc Rudolf ma zablokowane dojście do swego ulubionego miejsca i zaczynam martwić się. Oby mu tłustego tyłka nie rozerwało.
Młody załatwia wsio do kuwety i na pewno Tz-t nie jest jego ulubioną
pcią. Chapie go jak jest za namolny facio w głaskaniu. Mnie kocha choć jeszcze nie wie czy jednak zęboli nie zastosować. Całą sytuacja jest dla niego nowa. Denerwuje się kotami na zewnątrz co mu zaglądają przez dziury i na pewno miłych słów nie rzucają. Je jak sie jest z nim. Je jak się go głaszcze. Popracujemy nad gadem.
Malunie żyją i rosną. Jednak niepokoi mnie Loluś- pingwinek ze świńskim noskiem. Mniej je. Złapałąm go na podsikiwaniu na polarek a nie w kuwetę. Janusz mówi ,że podjął też próby osikania dywanu. To nie jest nortmalne bo on trafiał zawsze do kuwetki od momentu załapania po co ten żwirek jest. Temperatura normalna, gardło chyba też... Jak ten cerber nie spuszczałam z niego oka szukając defektu zdrowotnego. Męcząc Janusza swymi niepokojami .Opierniczył mnie zdrowo. Ucichłam ,ale nie przestałam się zamartwiać. Takie anomalia nie wróżą nic dobrego. Ale dziś mam już wiedzę ,że oczka się popaprały i dziecku coś się chyba szykuje. Na poranek i ranną michę spojrzał zaropiałymi ślepkami.Podziękował za pożywienie.
Poleżę sobie oświadczył.
Niby wsio ok.Choć on mający zawsze temeraturkę 38,00 dorobił się teraz 38,6 . Senny, ospały jest ... Po zaliczeniu tolfy pożarł 4 strzykawki. I natłukł rodzeństwo brykając jak podfruwajka. Wet się obudzi to skonsultujemy co i jak . Zaczęliśmy się też kropić w te oczka czerwone.
Andzia pokichuje.
Czy pisałam ,że nie znosze maluszków.