Nie dość, że nie udało mi się uratować kota, to jeszcze z tż i mamą się pokłóciłam... Siedzę i płaczę, a oni nic. Mają to gdzieś. Dla nich to na rękę, bo problem się sam rozwiązał. Egoiści cholerni, widzą tylko swój czubek nosa i swoje problemy

po co gadanie, że mnie kochają, że chcą mojego dobra, skoro gdy potrzebuję ich pomocy, nie chcą mi jej udzielić

Umiesz liczyć, licz na siebie... Zawiodłam się na osobach, na które liczyłam.. I to jeszcze w takiej sytuacji
Chcę jak najszybciej jechać do kliniki, ale gdzie tam. Tata ma pociąg o 14 i chyba jak na złość zamiast się pakować, to się obija
Ale to wszystko moja, bo "gdyby nie ten kot" to bym się tak nie zachowywała
