Ja chciałam tylko oficjalnie sprostować. Marusia nie jest JUŻ zołzą

Od kilku dni chodzi już luzem z moimi kotami. Zapuszczanie kropelek zakończone. W piątek wizyta u wetka.
Marusia z każdym dniem się uspakaja. napady na moje prywatne futra są już sporadyczne (jedna - dwie akcje dziennie). Przez resztę dnia, mruczy, przytula się, bawi się zabawkami kocimi, przychodzi chrapać koło mnie (bo jako chora inwalidka przeniosłam się na dzień na kanapę), grzeczna, tulaśna, ułożona w kosteczkę.
Kto by pomyślał... Albo kotka ma coraz lepsze dni (co jest niewykluczone, bo oczka wyglądają znacznie lepiej) albo tak ma chwilowo dla zmyłki, albo... jest całkiem reformowalną złośnicą i własnie nastąpił pierwszy etap poskramiania
Jeszcze kilka dni temu pisałam do Bajki, że ta adopcja Marusi może być naprawdę pilna, ale chyba na szczęście dla wszystkich sytuacja się unormowała, stado zawarło tymczasowy rozejm i możemy wciąż spokojnie czekać na domek docelowy.
Nie wiem co mnie dziś rozłożyło na łopatki bardziej - choroba, czy taka odmiana w czworonożnym stadzie...