Dobrywieczór Aniołki.
Miałam ciężki dzień
(załatwiałam wszystkie kocie sprawy - łapałam
kotkę na sterylkę, byłam u Iwonac i mordowałam się z pielgrzymami)
i nie miałam jak usiąść do kompa.
Smyk. Rozmawiałam dziś z wetem.
Nic dobrego mi nie powiedział.
Podejrzewa, że to coś poważnego -
ale szczerze mówiąc, ja też.
Starałam się wynegocjować jakąś mormalną - dla kieszeni - cenę leczenia.
Umówiłam się na poniedziałek, bo teraz święto, a tu w Czewie -
to prawdziwy horror.
Jeśli w poniedziałek jeszcze troszkę pieniążków wpłynie, to będę mogła,
zabrać wszystkie trzy
Smyka, Szarkę i... Uszatka, bo....
Uszatek wrócił :)
Był wczoraj ok. 1-szej w nocy.
Dałam mu jeść i poleciałam po transporter, ale ten cwaniak,
chyba wyczuł, że coś się święci i jak do niego wyleciałam,
budząc przy okazji cały dom, tłukąc się transporterem w przedpokoju,
już skurczybyka nie było
A naprawdę wyleciałam do niego w ciągu 30 sek. góra minuty
Dziś, gdy byłam u Iwonki, też był, ale moja mama raczej go nie złapie
Myślę, że w nocy z niedz. na poniedziałek go capnę - tylko co dalej
???
Musze go potem gdzieś umieścić, bo jak z niego taki włuczykij,
to jak będę kontynuować leczenie
Może któraś z Cioteczek........
Co????