BOZENAZWISNIEWA pisze:Jakie cudeńko...zawsze marzyłam o persie , wiec skad u mnie same dachowce?
A o czym tu marzyć, to ja nie rozumiem.
Wyobraź sobie - wracasz po pracy skonana jak koń po westernie. Marzysz tylko o kąpieli i łóżku - kochanym łóziu, w którym smacznie zaśniesz. Ale nie, przecież masz obowiązki. Z ciężkim westchnieniem bierzesz szczotkę, myśląc przy tym: "nie miała baba kłopotu, kupiła se persa". Widząc szczotkę, puchata kula wskakuje Ci na kolana i od razu zaczyna mruczeć (nauczyłam Kićka, że czesanie to ogromna radocha). Czeszesz więc i głaszczesz kudłatego, a ten wariat powietrze z radości ugniata. Opowiadasz mu, jakim jest cudownym, kochanym koteczkiem i (co dziwniejsze) sama w to wierzysz. Buzia sama Ci się uśmiecha do tego czesanego futra i dopiero kiedy docierasz do końca ogona, przypominasz sobie o zmęczeniu. Albo masz gigantyczną grypę. Głowa Ci pęka, łamie w stawach, haftujesz dalej niż widzisz, czujesz, że zaraz umrzesz. Ale nie wolno Ci odejść tak od razu. Przed śmiercią musisz jeszcze wyczesać persa. Siadasz więc, przez chwilę usiłujesz utrzymać się w tej pozycji i co robisz? Bierzesz szczotkę do ręki, wyraźnie ucieszona puchata kula wskakuje Ci na kolana...