aga66 pisze:U mnie w pracy jest Ukrainka, która uciekła przed wojną z całą rodziną 9 osób i wzięli swoje 4 koty. I są z nimi w wynajmowanym mieszkaniu. Pani Ukrainka cały czas interesuje się kotami, które karmię w pracy i co jakiś czas przyniesie jakąś puszeczkę. To jedyna osoba z mojej pracy (350 pracowników), która się tymi kotami zainteresowała. To chyba po prostu dobry człowiek.
Też znam takich ludzi. Jednak jeśli słyszę, że kot/pies został a oni chcą teraz nowego to mimo wszystko staję się czujna.Nie znam okoliczności ucieczki więc mogę być nie sprawiedliwa. Ale większość (prawie wszyscy) nie potrafią odpowiedzieć co zrobią z kotem gdy będą musieli opuścić obecne miejsce. Tak jak Polacy co wynajmują mieszkania. To nie tylko Ukraińcy są niepewni w tej kwestii.
Teodorek czuje się różnie. Ale je i pije co ważne. Jakby więcej zostawia siuśków w kuwecie. Jednak to dla niego problem. Wiele czau poświęca by cokolwiek wydalić. Dostaje leki.Buntuje się okrutnie. Jesteśmy w stałym kontakcie z wetem. Jutro USG i badania. Skoro ma nie żreć to jakiś cel musi być konkretny. Co prawda późno będzie bo na 19 ale wet mówi ,że nocnym kurierem krew pojedzie.
Koruś ma jeszcze jedną dawkę antybiotyku przed sobą. I wet nas czeka. Musi zdecydować czy usuwamy zęby. To młody kota, ale miałam już takie gdzie zabieg był konieczny. Deczko bierze mnie przerażenie.
W lesie jest cudnie. W ogóle rano jest pięknie. Przyroda z dnia na dzień zmienia się.
Gdy poszłam nakarmić kotłownianego Kajtusia i zostawić żarcie w stołówce na budce za moje siaty wziął się jeż.

Przychodzę a tam worek z chrupami mi się rusza

Postałam, poczekałam aż małe stworzenie skończy przegląd i ruszy w swoją drogę. Wyczuł mnie i w panice pobiegł wciskając się między sztachety betonowe. W tym miejscu zostały stare rozwalające się budki. Jakieś stare deski zniesione przez Teresy. One tam bytują. Mam obawy by wszystko wywalić bo zabiorę im dom.
Ludzie są okropni. Obok jest śmietnik. Ale lepiej wywalić brudy za płot. Zbieram wszystko co jakiś czas. Ale nie ma mocnych. Czasem zdziwienie mnie takie ogarnia gdy jakiś "dobry" człowiek wyciepuje resztki jedzenia w postaci różnej. Często jeszcze opakowane w plastik. Kot ma sobie rozpakować. Czy ptak. Cuchnie to okrutnie.
W dziurze płotu kotłowni, przez które się przeciskam, też są zostawiane pojemniki ze śmieciowym żarcie. Wiem ,że pani doktorowa stawia to dla ... Gabrysi.

Już była mowa, że jej już nie ma. Ale może myśli ,że inne jedzą. To takie świństwo ,że ani koty, krety, szczurki czy ptaki nie ruszają.

Zostawiam sobie puste worki po suchym i co pewien czas czyszczę oba tereny.
Dzieci mają wolne i nudzą się. Kotłownia zdewastowana. Okazuje się ,że można więcej szkody narobić w tym zniszczonym miejscu. Już wiem dlaczego Kajtek nie pokazywał się. Jego wciśniętą w śmieci budkę chciano wyjąć ale zbyt była zaklinowana. Kot jednak wystraszył się okropnie. On nie ma możliwości ucieczki na zewnątrz. Gdyby debile zdewastowali gór e odpadów to już by nie miał szans na wyjście. On ucieka w sobie znane tunele, w głąb. Kajutek pięknie przytył. Chyba nawet za pięknie.
Pada.