Nie łapię. W tygodniu trudno mi latać z łapką. Poza tym muszę tak wycyrklować by Janusz/wet był ,bo na kastrację łatwiej zawieźć.Nie ma co się łudzić ,że w Otwocku dziką kotkę z przetrzymaniem "załatwię". Telefon i jojczenie, prośba i podziękowania są wtedy wskazane.
Wczoraj zadzwoniono w sprawie kotki od 4-rech malców. Pominę ton i argumenty typu "o dobro kota mi chodzi" i insze typu "nie będę trzymać po sterylce"... Zasadnicze pytanie było kiedy możemy kotkę ew zapaną zabrać i na kiedy miejsce do przetrzymania i kastrację załatwimy.. Wszystko dla dobra kota.

Mają łapać w piątek. Tylko mają łapać i do popołudnia przetrzymać w kontenerku. Udałam ,że nie słyszę tekstów typu "ja racuję" i "ja nie pracuję ale ..." Czekam na urlop.
Znam dwie wersje "niedoszłej kastracji" tej kocicy. T-ozowska i karmicielską. Najlepsze było tłumaczenie ,że nie można było powiedzieć ,że są kociaki bo tych kotów się nie widziało. Niby słusznie. A brzuch kotce spadł bo przestała być... głodna.
Wszyscy zatroskani losem dzieci nawet się nie zapytali co z nimi i jak się mają. O pomocy zadeklarowanej kiedyś tam, nie wspomniano juz więcej.
Mamunia malunich jest dzika strasznie i płochliwa. Ciężko będzie. Codzienne dulczenie z łapką tylko w grę wchodzi. Więc urlop.
Wczoraj podjęto próby wcisnięcia mi kota pijaka. Anke rozumiem ma multum.Ale Pani T ma jednego i jak jej tak strasznie żal to niech go przygarnie. Pomogę w obróbce i ogłoszeniach. Ale...
Z innej historycznej beczki. Wczoraj dopiero sobie uświadomiłąm co znaczyłą pewna mina nowej pani inspektor od zwierząt.
Poznałąm ją idąc po bytówkę.
A więc...
dawno dawno temu zakupiłam ci ja sobie kiecę na ciuchach. Robiłam podchodzy kilka razy. Kosztowała coś ze 1-2 złocisze i wreszcie dojrzałam by ją zakupić. To co leży i nikt tego nie chce to z reguły jest moje. Kieca naturalnie wygnieciona

.Ze zwiewnego, przezroczystego materiału w różach, fioletach i morelach. Przetykana złotą nitką. Ramiączka to plecione morelowe warkocze. Dekolt w miedziane ćwieki . Podszewka w morelach. Luźna i pogrubiająca ale nie mnąca i nie gorąca. Deczko nie wygodna bo nitki ciągna sie ale na pobyt w domu i polegiwania nadaje sie doskonale. zawsze jest wygnieciona to nikt nie wie ,żem dopiero z wyra tyłęk podniosłam. W upalne dni
przypomłam ci ja sobie ,że ją mam. Wystrajam sie w nią po powrocie do pracy i... w niej na łapanke poszłam.

Zapominając zmienic odzienia na spodnie. Czasu żal było bo Janusz mógł rozmyślić się. No, nawet nie zauważyłam tegoż faktu ,że w te morela i złota wystrojona byłam.
Dopełnieniem był zielon-wojskowo kurteczka o wysmolonych rękawkach i plamach na przodzie od żarcia kociego .Z wypchanymi kieszeniami komórką, latarką, nożyczkami, chusteczkami... A hitem były moje kocie paputki ( an wykończeniu) w niebieskim kolorze. Pęknięte z jednej strony i z człapiącym spodem. Kobieta stała, gapiła się, oczu oderwać nie mogła . Bo jeszcze żel mi kudły trzymał a oczy posiadały resztkę makijażu. Obarczona wielka torbą z żarciem kociem odeszłam odprowadzona jej dziwnym wzrokiem ,karmić koty.
Nawet Januszowi mówiłam,że ona taka dziwna i tak dziwnie gapi się na mnie. Dopiero po dobie mnie oświeciło jak... szłam karmić koty
Mój wizerunek wystrojonego inaczej łapacza utrwala wizję popapranych kociar.
