Pomoc dla bezdomnej kotki z kociętami (Wrocław)

Koty i kotki do adopcji

Moderatorzy: Estraven, LimLim, Moderatorzy

Post » Nie lip 12, 2009 19:11

z małymi dzikuskami to jest kwestia kilku dni na oswojenie, ja miałam już różne, ale ostatnio trafiła do mnie tymczasowo malutka koteczka, była taka dzika, że aż przykro było patrzeć jak się zachowuje, minęło niespełna 10 dni i koteczka jest najwspanialszą maluszką kocha ludzi i cywilizację:) wczoraj nawet do mnie podeszła jak ją zawoałam, a na początku żeby ją złapać potrzeba było pół godziny i dwóch osób :D

jessi74

Avatar użytkownika
 
Posty: 14236
Od: Sob kwi 11, 2009 23:21
Lokalizacja: wro

Post » Czw lip 30, 2009 11:39

jestem ciekawa co tam u kociaków i kotki....

mawin

 
Posty: 3919
Od: Czw sie 09, 2007 9:55
Lokalizacja: Wrocław

Post » Czw maja 06, 2010 20:52 Re: Pomoc dla bezdomnej kotki z kociętami (Wrocław)

Po podchowaniu kociaków kotka zniknęła na kilka miesięcy, tak że nic nie wyszło z planu sterylizacji. Pojawiła się dopiero zimą, ale widziały ją tylko inne karmicielki. Ponownie zobaczyłam ją dopiero w marcu, była w zaawansowanej ciąży. Dwa tygodnie temu urodziła małe kotki. Było ich 5, ale po tygodniu został tylko jeden, gdyż reszta zmarła (były słabiutkie). Z doświadczenia swojego i innych karmicielek wiem, że kotki naszej kociej mamy mają często wady wrodzone. Jeden z udomowionych kocurków miał nerki w zaniku, a kocurek którego sama zabrałam po wypadku, w którym stracił połowę tylnej nóżki jest wnętrem. Spróbuję zawieźć kotkę do schroniska jak trochę podrośnie jej maluch. Mam nadzieję, że tym razem nie zniknie tak szybko. A kociątko które przeżyło pierwsze tygodnie jest czarno-białe, śliczne. Może dla niego znajdzie się dobry dom. Choć najbardziej przydałby się kotce. Jest już wymęczona życiem na tzw. wolności.Gdyby nie to, że jak na mój metraż mam sporo kotów, wzięłabym ją do siebie. Zaczyna mi ufać i gdyby o nią zadbać byłaby ozdobą kanapy. Ma bardzo miły pyszczek i mądre spojrzenie.
Mam jeszcze pytanie na temat wnętrostwa u kocurka.
Syn naszej kociej bohaterki, Mleczko (ten z 3 i 1/2 nóżki) został wykastrowany zewnętrznie. Miał też zabieg usunięcia jądra z jamy brzusznej. Pani dr nie była jednak pewna, czy usunęła całe jądro z jamy brzusznej, bo było ono bardzo małe. Powiedziała, że możliwy jest jakiś odprysk jądra, który radziła zlokalizować za pomocą USG kiedy po kilku tygodniach od zabiegu nie zanikną kocurze zachowania u Mleczka. Zabieg był na początku marca a mocz kocurka ciągle paskudnie cuchnie, choć nie znaczy nim zbytnio terenu (ale jak siknie w kuwecie w łazience to czuć w całym domu). Obecności kotki, nawet jak nie ma kto od razu sprzątnąć kuwety, nie da się wyczuć za pomocą nosa. Z Mleczkiem jest zupełnie inaczej. Czy taki utrzymujący się ostry zapach moczu u 11-miesięcznego kocurka to oznaka, że jednak gdzieś tam ukrywa się reszta jądra? Czy USG to skuteczna metoda lokalizacji takiej drobnej części ciała? A może lepiej zrobić jakieś inne badanie, np. zmierzyć poziom hormonów (testosteronu)? Czy ktoś zna dobrze ten problem i może mi udzielić rady (również dot. orientacyjnych kosztów obu typów badań, bo utrzymanie kotów domowych i dzikich trochę mnie już obciąża, więc koszty też się liczą).
EK z Gaju

Eugenia Kiesiak

 
Posty: 11
Od: Czw cze 18, 2009 12:47
Lokalizacja: Wrocław

Post » Czw maja 06, 2010 23:05 Re: Pomoc dla bezdomnej kotki z kociętami (Wrocław)

Eugenia Kiesiak pisze:Po podchowaniu kociaków kotka zniknęła na kilka miesięcy, tak że nic nie wyszło z planu sterylizacji. Pojawiła się dopiero zimą, ale widziały ją tylko inne karmicielki. Ponownie zobaczyłam ją dopiero w marcu, była w zaawansowanej ciąży. Dwa tygodnie temu urodziła małe kotki. Było ich 5, ale po tygodniu został tylko jeden, gdyż reszta zmarła (były słabiutkie). Z doświadczenia swojego i innych karmicielek wiem, że kotki naszej kociej mamy mają często wady wrodzone. Jeden z udomowionych kocurków miał nerki w zaniku, a kocurek którego sama zabrałam po wypadku, w którym stracił połowę tylnej nóżki jest wnętrem. Spróbuję zawieźć kotkę do schroniska jak trochę podrośnie jej maluch. Mam nadzieję, że tym razem nie zniknie tak szybko. A kociątko które przeżyło pierwsze tygodnie jest czarno-białe, śliczne. Może dla niego znajdzie się dobry dom. Choć najbardziej przydałby się kotce. Jest już wymęczona życiem na tzw. wolności.Gdyby nie to, że jak na mój metraż mam sporo kotów, wzięłabym ją do siebie. Zaczyna mi ufać i gdyby o nią zadbać byłaby ozdobą kanapy. Ma bardzo miły pyszczek i mądre spojrzenie.
Mam jeszcze pytanie na temat wnętrostwa u kocurka.
Syn naszej kociej bohaterki, Mleczko (ten z 3 i 1/2 nóżki) został wykastrowany zewnętrznie. Miał też zabieg usunięcia jądra z jamy brzusznej. Pani dr nie była jednak pewna, czy usunęła całe jądro z jamy brzusznej, bo było ono bardzo małe. Powiedziała, że możliwy jest jakiś odprysk jądra, który radziła zlokalizować za pomocą USG kiedy po kilku tygodniach od zabiegu nie zanikną kocurze zachowania u Mleczka. Zabieg był na początku marca a mocz kocurka ciągle paskudnie cuchnie, choć nie znaczy nim zbytnio terenu (ale jak siknie w kuwecie w łazience to czuć w całym domu). Obecności kotki, nawet jak nie ma kto od razu sprzątnąć kuwety, nie da się wyczuć za pomocą nosa. Z Mleczkiem jest zupełnie inaczej. Czy taki utrzymujący się ostry zapach moczu u 11-miesięcznego kocurka to oznaka, że jednak gdzieś tam ukrywa się reszta jądra? Czy USG to skuteczna metoda lokalizacji takiej drobnej części ciała? A może lepiej zrobić jakieś inne badanie, np. zmierzyć poziom hormonów (testosteronu)? Czy ktoś zna dobrze ten problem i może mi udzielić rady (również dot. orientacyjnych kosztów obu typów badań, bo utrzymanie kotów domowych i dzikich trochę mnie już obciąża, więc koszty też się liczą).

biedna koteczka :-(
może zadzwonić do weta i zapytać o to jądro i jak sprawdzić czy zostało.

mawin

 
Posty: 3919
Od: Czw sie 09, 2007 9:55
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt maja 07, 2010 8:09 Re: Pomoc dla bezdomnej kotki z kociętami (Wrocław)

Eugenia,
to co opisujesz z tym zapachem- to też tak mam u swojego 1kota, od 2giego kuwetka mogła stać i 3dni i tak nie jechało jak po 1nocy tego który ma tak ostry mocz
i też dużo myślałam co to znaczy, nawet miałam wątpliwości czy aby napewno został pozbawiony tego co trzeba- ale wet "wizualnie" ocenił że tak....


oba Kocury są kastratami.

rudy melon

 
Posty: 18
Od: Pon lut 08, 2010 9:23

Post » Pt maja 07, 2010 18:40 Re: Pomoc dla bezdomnej kotki z kociętami (Wrocław)

Ta informacja (o możliwości utrzymywania się smrodu przez całe Mleczkowe życie z nami) niezbyt mnie ucieszyła. Ale może ktoś napisze coś bardziej optymistycznego. Ciągle czekam...
EK z Gaju

Eugenia Kiesiak

 
Posty: 11
Od: Czw cze 18, 2009 12:47
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob maja 08, 2010 14:20 Re: Pomoc dla bezdomnej kotki z kociętami (Wrocław)

może zapytać weta - Coolcat i Fromica są weterynarzami, zapytaj na pv (prywatna wiadomość) jak to wygląda, one na pewno odpowiedzą.

mawin

 
Posty: 3919
Od: Czw sie 09, 2007 9:55
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob mar 26, 2011 22:33 Re: Pomoc dla bezdomnej kotki z kociętami (Wrocław)

Kocia Mama w ubiegłym roku znowu pojawiła się wiosną w zaawansowanej ciąży, ale z jej 5-kociego miotu przeżył (chyba) tylko 1 kociak, którego zabrała do wykarmienia butelką pani z Fundacji "Kocie życie". Później kotka pojawiała się bardzo rzadko, gdyż altanka, w której koty mieszkały została zburzona w ramach akcji sprzątania terenu. Zimowała gdzieś na działkach, ale czasem przychodziła coś zjeść do karmnika. Kilka tygodni temu pojawiła się znowu, ale jest w zaawansowanej ciąży. Zrobiliśmy jej prowizoryczny domek, ale wczoraj został wyrzucony z bezpiecznego terenu w ramach kolejnej akcji porządkowania terenu przy cmentarzu. Przenieśliśmy go w inne miejsce, ale nie wiemy czy i stamtąd go nie wyrzucą. Poza tym to miejsce nie jest zbyt bezpieczne, więc nie wiem czy kotka nie poszuka znowu jakiegoś lokum na działkach, aby spokojnie urodzić kocięta. Tylko czy tam będą bezpieczne?
Jedzenie możemy jej zanosić w pobliże dawnego karmnika, ale nie zapewnimy jej bezpieczeństwa (podobnie jak innym dokarmianym kotom). Szkoda, że miasto nie udziela żadnej pomocy takim biedakom. A wszyscy dokarmiacze mają już dużo kotów w domach i nie mogą zabrać kolejnych.
A propos syna Kociej Mamy imieniem Mleczko, którego zabrałam do domu po jego wypadku (w którym utracił pół tylnej nóżki). Pisałam o moich kłopotach spowodowanych znaczeniem terenu i ostrym zapachem moczu kocurka. Okazało się, że miał jeszcze jedno jąderko (spore) w jamie brzusznej, które tydzień temu zostało usunięte. Może będzie lepiej, gdy z krwiobiegu zniknie już testosteron (po ok. 2 tygodniach od kastracji), chociaż mam trochę wątpliwości ze względu na to, że kocurek ma już prawie 3 lata i zwyczaj znaczenia terenu mógł mu się już utrwalić. Pozdrawiam wszystkich
forumowiczów.
EK z Gaju

Eugenia Kiesiak

 
Posty: 11
Od: Czw cze 18, 2009 12:47
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob mar 26, 2011 22:59 Re: Pomoc dla bezdomnej kotki z kociętami (Wrocław)

Bardzo smutna historia i bardzo smutne życie tej kotki :(

Czy ktoś z Wrocławia nie mógłby pomóc złapać kotki na sterylkę? żeby już nie rodziła kolejnych niechcianych kociąt, które umierają gdzieś w krzakach... :(
Obrazek

Adoptuj. Nie kupuj.

zuzia96

Avatar użytkownika
 
Posty: 9096
Od: Czw wrz 13, 2007 14:07
Lokalizacja: Rzeszów

Post » Nie mar 27, 2011 18:59 Re: Pomoc dla bezdomnej kotki z kociętami (Wrocław)

Eugenio, wchodzisz na forum od dwóch lat właściwie tylko żeby powiadomić, że kotka urodziła kolejne kocięta. Czy przez ten okres naprawdę nie można było kotki złapać i wysterylizować?
:roll:
Obrazek

Adoptuj. Nie kupuj.

zuzia96

Avatar użytkownika
 
Posty: 9096
Od: Czw wrz 13, 2007 14:07
Lokalizacja: Rzeszów

Post » Wto mar 29, 2011 21:59 Re: Pomoc dla bezdomnej kotki z kociętami (Wrocław)

Jak pisałam kotka pojawia się i znika, a trudno wypożyczać co rusz klatkę łapkę i jeździć z nią tam i z powrotem. Schronisko jest po przeciwległej stronie miasta, a ja pracuję na pełny etat i mam obowiązki rodzinne (sama wychowuję dziecko). Nie mogę więc zbyt wiele czasu poświęcać na kursowanie z klatką łapką i obserwację dokarmianych kotów. Chodzę je karmić 2 razy w tygodniu, często pod wieczór, bo wcześniej nie zdążę. Karma i witaminy dla kilku kotów (zimą ok. 8, latem 5-6) trochę kosztują, poza tym mam dwa dachowce w domu i jednego dzikusa w sąsiedztwie. Przed zimą kupuję styropianowe pudła i przerabiam je na domki dla kotów, aby przeżyły mrozy. Może to wszystko mało, ale dokarmiam koty systematycznie od kilku lat i wielu z nich uratowałam życie. Na więcej nie pozwala brak czasu i środków. Z tego co mi zostaje po "kocich wydatkach" ledwo wystarcza na życie. Trudno więc marzyć o wielokrotnym podróżowaniu taksówkami z klatkami-łapkami, gdyż za pierwszym czy drugim razem pewnie się kotki złapać nie uda. Na taksówki po prostu mnie nie stać. W piątek 25.03 firma porządkowa nakazała wyrzucenie z terenu cmentarza kocich domków, które zrobiłyśmy (z drugą tzw. karmicielką) jesienią po zburzeniu altanki, w której koty mieszkały przez wiele lat. Kotka nie zamieszkała w żadnym z tych domków, ale czasami przychodziła do karmnika. Ja nie widziałam jej przez prawie całą zimę, ale o jej wizytach mówiły mi inne karmicielki. Pojawiła się kilka tygodni temu, ale była już ciężarna. Wczoraj nie pojawiła się w karmniku, a przedwczoraj najadała się na zapas, więc myślę, że właśnie się gdzieś okociła. Ale ani ja, ani inne karmicielki nie wiedzą gdzie. I może historia się powtórzy, będzie przychodzić na dokarmianie tak długo jak będzie karmić kocięta, a później znów zniknie na dłużej. Nie zaryzykuję zabrania jej na kastrację nie mając pewności, że młode kociaki sobie już bez niej poradzą. Jeśli je przyprowadzi do karmnika i będzie sama z nimi przychodzić jak już trochę podrosną, to spróbuję ją złapać, choćby w transporter, ale będę musiała mieć trochę szczęścia, bo jest nieufna i sprytna. Pozostałe karmicielki to starsze panie, ze starym portfelem i bez samochodu. Nie mogę więc liczyć na ich pomoc w łapaniu i transportowaniu kotki na kastrację. A TOnZ nigdy jeszcze nie odpowiedział na moje maile, w których pytałam o możliwość pomocy kotom, w tym bezpłatnej kastracji (nie tylko naszej kociej bohaterki). Schronisko też nie chciało przyjąć kotki z malutkimi kociętami, gdy jesienią straciły dach nad głową (altankę). Te kociątka kotka przeniosła gdzieś z terenu przycmentarnego (z prowizorycznego domku, który jej zrobiłyśmy) i już ich nie widziałyśmy.
Wszystko to kosztuje mnie dużo nerwów, bo każda akcja porządkowania terenów przycmentarnych (kilka razy w roku) zagraża naszym kotom i jest wielkim stresem. Ale nikt inny nic dla tych kotów nie robi, więc trochę mnie wkurzają połajanki. Każdy forumowicz chciałby czytać o sukcesach w walce o lepsze życie zwierząt, a w tej sprawie akurat sukcesu brak. Ale sam fakt, że kotka i kilkoro jej dzieci żyje od wielu lat (co na wolności jest rzadkością), kilka kotków znalazło dobre domy, a zwłaszcza to, że udało się naszej kociarni przetrwać ostrą tegoroczną zimę mimo zburzenia altanki to też jest sukces. Mnie i to cieszy, a jak ktoś potrzebuje fajerwerków, to niech się o nie sam postara.
Życzę wielu sukcesów.
EK z Gaju

Eugenia Kiesiak

 
Posty: 11
Od: Czw cze 18, 2009 12:47
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto mar 29, 2011 22:34 Re: Pomoc dla bezdomnej kotki z kociętami (Wrocław)

Może warto poprosić o pomoc w złapaniu tej kotki (oczywiście teraz po wykarmieniu małych) forumowiczki z Wrocławia, jest ich kilka na forum. Spróbuj może napisać na pw. Pieniądze na sterylkę zawsze da się też zebrać na forum. A kotkę można z powrotem wypuścić w to samo miejsce, skoro jest bezpieczne i żyje tam kilka lat, tylko żeby już nie było kolejnych bezdomnych kociaków.

A swoją drogą smutne to, że TOnZ nie chce pomóc, a opiekę nad zwierzętami ma tylko w nazwie :(
Obrazek

Adoptuj. Nie kupuj.

zuzia96

Avatar użytkownika
 
Posty: 9096
Od: Czw wrz 13, 2007 14:07
Lokalizacja: Rzeszów

Post » Śro maja 11, 2011 20:12 Re: Pomoc dla bezdomnej kotki z kociętami (Wrocław)

Bezdomna kotka w kwietniu zniknęła. Jak się okazało urodziła dwa kociątka na sąsiedniej działce, której użytkowniczka zaopiekowała się całą trójką. Zaprzyjaźniona karmicielka jest z nią w kontakcie i czeka na wiadomość o gotowości kotki do sterylizacji. Jest duża szansa, że tym razem już się uda. Spróbuję zrobić zdjęcia kociątek i zamieścić je na forum adopcyjnym.
Większość dokarmianych wcześniej kotów rozeszła się na działki, gdzie są dokarmiane lub mogą coś złowić. Na cmentarz wrócą po zakończeniu sezonu działkowego. Mam nadzieję, że uda się postawić im tam domki na zimę. To będzie trudne, bo teren, na którym można to zrobić bardzo się skurczył (dawny dziki teren jest przygotowywany pod nowe groby). Porządne - drewniany i styropianowy - domki zostały ukradzione więc zrobimy nowe.
Pozdrawiam forumowiczów.
EK z Gaju

Eugenia Kiesiak

 
Posty: 11
Od: Czw cze 18, 2009 12:47
Lokalizacja: Wrocław

[poprzednia]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Jura i 19 gości