Sa pewne postępy oswojeniowe, ale dość wolniutko nam idzie, tak kroczek, po kroczku...
Na szczęście wzięty na kolana mruczy (po części pewnie, żeby zamarkować strach - cały jest sztywniutki) , a wypuszczony umyka co tchu do swojej kryjówki... No cóż, próbujemy...

Groznie posykuje. Poki co, nie podziurkował mnie... i mam nadzieję, że już krew się nie poleje.
No i trzeba uważać, bo kuszą go nosy niuchające zzewnątrz przez wywietrznik drzwi łazienkowych.
czeka, aby udać się na eksplorację reszty mieszkania. Chyba pod tym względem jest najbardziej zdeterminowanym z moich dotychczasowych tymczasów łazienkowych.
Wczoraj pod wieczór udało mu się prysnąć... na szczęście bezdotykowo, odcinając mu drogę, zagoniliśmy go do łazienkowego więzienia.
A to ostatnie foty...
Felix w moich ramionach



