
Odpisałam na Twój anons pod wpływem impulsu - kotów do adopcji w Krakowie dostatek, w Fundacji też, a znając nas niedługo wrócimy ze spaceru z kotem/psem/ptakiem/wiewiórką pod pachą (skreśl dowolne). Pomyślałam jednak, że to kot dla nas, nie umiem tego racjonalnie wyjaśnić.
Nie mieszkamy w samym Krakowie, ale 15 kilometrów od miasta, w Szczodrkowicach. To w sumie bliżej Ojcowa niż Krakowa. Dom na końcu wsi, kilkadziesiąt metrów od lasu. Nie ma samochodów (droga jest tylko szutrowa i kończy się przy naszym domu - dalej jest tylko las). Oboje z mężem pracujemy na uczelniach wyższych, ja jestem wykładowczynią akademicką, mąż pracownikiem administracyjnym. Nie mamy i nie będziemy mieć dzieci, nikt nie będzie traktował rudasia jako zabawki.