» Pt paź 07, 2011 9:04
Re: chory kotek
Przepraszam,byc moze za ostro zareagowalam,ale jestem juz zmeczona ta sytuacja.Widzisz ja w swoim zyciu mialam juz wiele zwierzat,ktore niestety zyja o wiele krocej niz my.Kazde z nich dozywalo do poznej starosci, czasem zdrowe, a czasem chore,ale nigdy nie porzucone czy oddane.Kot tak naprawde nie jest moj,ja go na wlasne zyczenie odebralam z mieszkania corki,bo nie moglam sluchac jak rozpaczliwie wola o pomoc zamkniety w pokoju.Zamkniety, poniewaz lala sie z nigo cuchnaca ciecz,w domu sa dzieci,inne koty i psy.Ziec kupil go nie po to zeby sie dorobic na hodowli jak tu ktos sugerowal.Corka od lat marzyla o Sfinksie,w necie ukazalo sie ogloszenie o likwidacji hodowli z powodu wyjazdu za granice.Pani wyprzedawala jakoby z tego powodu koty po niskiej cenie,no i w ten sposob kotek trafil do nich,juz podczas drogi zanieczyscil transporter.Odwiedzali kolejno podwarszawskich wetow,biedny kot byl caly pokryty strupami od zastrzykow,zostalo mu kilka blizn.Kluty przy pobieraniu krwi i kroplowkach,byli z nim u podobno jednego z najlepszych specow od leczenia kotow,mial robione USG,badania kalu zarowno wymazy jak i kal odwozony do badania.Dostawal leki w tabletkach, w pascie ,znow w zastrzykach.Po probiotyku ktory zakupilam od ostatniej wetki jest moim zdaniem lepiej,podaje mu go dopiero trzy dni,w poniedzialek ide z nim kolejny raz.Wiesz najbardziej w tym wszystkim dziwne jest to,ze kotek absolutnie na chorego nie wyglada.Jest bardzo wesoly,lata za zabaweczka,bawi sie na ogrodzie z mlodszym moim dachowcem.Ziec juz kilka razy chcial go odwiesc do uspienia,kot jest w koncu jego.Ja protestuje bo caly czas wierze,ze mu w koncu ktos pomoze....W poniedzialek mam odebrac od wet.karme (znalazla troszke tansza)Zgadzam sie ze wszystkim co napisalas na poczatku,ale widzisz w zyciu nie zawsze jest biale-albo czarne,sa rozne sytuacje i czasem trzeba dokonac wyboru,ktorego byc moze bedzie sie cale zycie zalowac.Jak mialam chyba z 8 lat a moja siostra lewie chodzila rodzice kazali wyrzucic z domu przyblakana koteczke.Nie mialysmy wyboru,znalazlam podworko gdzie bylo duzo kotow i ja tam wywalilysmy,to bylo straszne,ja do tej pory to pamietam (a bylo to ponad pol wieku temu....)Przepraszam jeszcze raz za zbyt ostre slowa i pozdrawiam.