wiem coś o tym. Remont i koty komponują się idealnie
U mnie nie przychodzi sporo kotów na karmienie i zaczynam się mocno martwić. Nawet te co zawsze były, nie pojawiają się. Mam nadzieję,że śmietnisko jest bardziej posażne.
Nerek już nie mam. Tylko dla swoich i mamuni z dziećmi zostawiłam. Były puszki. Oj, puszki były

Tylko pingwiny ścieszone.
Wczoraj miałam wieczór telefonów. Większość dzwoniących traciła rezon przy obiecanej wizycie przed adopcyjnej. Przyjdę, wyjem resztki świąteczne, wypiję trunki wszelakie, ze śpiewem na ustach wgląd w kąty zrobię, szafy przejrzę...

Aż strach się bać. Wszyscy nie mają nic do ukrycia a tylko jedna pani maila przesłała. Ale każdy już w tej chwili ,był gotowy zjechać do nas. Szlag trafia ludzia, że to działa tylko w jedną stronę. Najazd na nas. Inne sprawy to naruszenie prywatności.
Na mailach też jedna odpowiedź przyprawiła moje szarości mózgowe w ruch. Na pytanie czy mogą sobie pozwolić na 4 koty, czy mieszkanie jest wynajęte a jeśli tak to czy właściciel godzi się na taką ilość zwierza i na zabezpieczenie otworów dostałam odpowiedź, że rezygnują .Wezmą jakiegoś biednego koteczka z ulicy bo u nas koty mają za dobre warunki ,a poza tym my kastrujemy koty na własny koszt

Co to ma się do pytania o warunki i własność?
Zaś druga pani, mocno elokwentna, w połowie swego zdania rozłączyła się. Zrezygnowała z pasjonującego dla mnie przesłuchania, bom zaczęła głosem słodkim wypytywać dlaczego jednego kota oddano i dlaczego to zrobiono. A nasz Chip miał być jako towarzysz dla tegoż samotnego, co tęskni za tym oddanym. Pani rozłączyła się i aż się boję myśleć gdzie biedaka wysłano i co z nim zrobiono. Pani strasznie jojczyła się i cmokała wreszcie zamilkła.
Nie przywyknę. Koty siedzą, dupska pasą a ja zastanawiam się co robię nie tak. Malunia Suri do malunieńkiego dziecka potrzebna. Wreszcie pani wygadała się ,że babci ma siedzieć na kolanach. Wszak to dzieciak co potrzebuje zabawy i ruchu a nie dulczenia na podołku.
Tami do kota co sika mile by był widziana. Jako recepta na zaprzestanie. Bo jakaś behawiorystka poradziła by drugiego kota wziąć. Ale pani do weta nie poszła i nie pójdzie by ew wykluczyć problemy zdrowotne. Dzwoniła i do innych domów więc można się domyśleć, że z namiarów na warszawskich wetów nie skorzystała. Jak nie poszła z jedną do lecznicy to z Tamunią pójdzie.

Poza tym jest tam córka co tą kocinę goni i ta kocina głównie rżnie na łóżko dziecięcia. Goni chyba nie za fajnie i może naszą też pogoni. Bocórka trenuje i nie ma ochoty zajmować się kotem co to wyspać się nie da. Tłumaczę o konieczności wizyty u wecie i o tym,że behawiorysta nie jest tylko "od kota". One też musza popracować nad sobą. Ale złoty środek "drugi kot" jest łatwiejszy w wykonaniu.
Ech, życie...