gisha pisze:biamila pisze:A ja uważam, że można zadzwonić do Kończaka jako pkdt i zapytać o Tośkę, nie widzę w tym nic złego, to była kotka pod opieką pkdt i robimy wywiad.
Myślę,że nie ma co dzwonic do Kończaka.To ,ze akurat p.Jola do niego chodzi, nie dziwi.Bardzo dobrą opinią sie cieszy i zawsze u niego tłumy.
A to ,że jej tak powiedzial, tez nie dziwi.Zalezy jak pytanie się zada i co chce sie usłyszec.Nie wydaje mi się że p.Jola będzie kotke rozmnazac .
Martwi tylko, ze mało wetów uswiadamia wlaścicieli o skutkach ciąż urojonych, ropomacicza, guzów sutków itp. A to wszystko bardzo się ogranicza po sterylizacji. Dla wielu ludzi stres sterylki jest ogromny(ja np.zawsze sie boję strasznie jakichkolwiek operacji zwierzaków po tym jak pies mój ukochany nie obudzil się po operacji).
Jak bylam w Łodzi ,dlugo namawiałam moja siostrę na kastrację jej kocurka.,Wreszcie sie udało, długo rozmawiala z wetami róznymi i czytala w internecie.Wet przed operacją kazał jej podpisac zgodę i poinfomował ze nigdy nie można przewidziec skutków narkozy.To strasznie stresujące i przerazajace, że może akurat coś bedzie nie tak.
Trzeba być naprawdę odpornym psychicznie na taką decyzję.
Miejmy nadzieje ,że p.Jolę da się w końcu przekonac argumentami .
To co Aga wyzej napisala powinno wystarczyc.
Na pewno Kinga będzie drazyc temat i w końcu się uda p.Jolę przekonac.
gisha zgadzam się w 100% , bo ja to samo czułam przed sterylką mojej myszki. nie mogło do mnie dotrzeć, że moja kotka ma mieć narkozę i szyty brzuszek. przeszłam wiele rozmów z właścicielami kotów, wydeptałam wszystkie ścieżki do różnych wetów żeby uzyskać potwierdzenie, że moja niunia przeżyje. zajęło mi to ok. 5 lat
