Pada. Na ciemnym niebie rozjaśnianym błyskiem szybują jaskółki. Tną powietrze jak małe groty. Piękne.
Zmokłam. Weszłam do lasu robiąc radycyjne koło. Widać, że majówka. Wszędzie zadadzone puszki i butelki. Wiosenny deszczyk podleje i wykwitnie nowe piewsko. Z dala zauważyłam zrytą przez dziki w ziemię. A ta grządka ochraniana była przez damskie parasolisko. Okazało się, że pod nią leży młody człowiek. Na kurtce babskiej. Obok torebka też babska, puszki po piwie, nóż wbity w ziemię. No no, ubić tym nie można ale uśmiech przedłużyć to i owszem.Przeszłam. Ale wróciłam. Stoję i wlepiam gały we kadłuba młodego. Oddycha. Myślę. A to nie łatwe. Po nachyleniu się nad nim mogę zostać ucapiona. Ramiona młode. Wypadałoby się bronić

Ale czy tak można? Potrzepię za buty. Ale co będzie jeśli Bruce Lee się w nim obudzi. Kopniak może lico mi uszkodzić albo co innego. Dobra. Ruszam. Stopką trykam mu jego stopki. Jojczę " eee chłopcze, żyjesz?" Gotowa do odskoku zerkam na boki. Zwłok leży i milczy. Odrobinę się zbliżyłam bardziej i bardziej trykam nożynki dzieciaka. Tekst ten sam mi płynie z ust korali ale głośniejszy. Uff. Dzieciak poruszył się. Zebrał łapki pod policzek i wysepleniło mu się, że nic mu nie jest. Całkiem przytomnie.Czeka na dostawę co poszła do sklepu. Nie chciał rodziny, policji, pogotowia. Poszłam swoją drogą. Wszak nie będę się szarpać. Jeszcze się oglądałam za nim czy nie goni mnie i mych wdzięków. Zastanawiałam się czy dobrze robię zostawiając go. Ale minęłam dostawców z pełnymi siatami więc dupeczkę swą migiem wprowadziłam dalej.
Majówka pełną paszczą .