Dostałam wspaniały mail od nowego domku chochlikowego.
Pani Dominika zgodziła się na przekopiowanie fragmentów listu do wątku, co też czynię, bo ona najfajniej opowiada
"Chochlik jest już zupełnie dużym kotem. I zaczął być pieszczochem. Jak
wracam z wieczornego spaceru z psem i siadam w przedpokoju, żeby zdjąć
buty - Chochlik wskakuje mi na kolana i jest koniec zdejmowania butów -
trwamy tak pół godziny - ja z nogą w powietrzu a Chochlik z wielkim
mruczeniem. [...] Z nowości - Chochlik ma czapkę. Ulubioną czapkę. Ściśle mówiąc - czapka
jest moja - i leżała do tej pory spokojnie na strychu w pudle z innymi
zimowymi dodatkami. Któregoś dnia Chochlik wyciągnął czapkę na parter i
wyskubał połowę wełny z pomponów po czym zasnął wtulony w metrowe,
zwisające uszy od czapki. Po kilku dniach tarmoszenia czapki wyniosłam
ją z powrotem na strych i zamknęłam w pudle. Rano czapka była oczywiście
na dole. Pobawiliśmy się tak kilka dni - ja chowam, on wyciąga, ale
potem posprzątałam dom na przyjście gości i postanowiłam czapkę schować
definitywnie. Wsadziłam ją do jednego pudła a to pudło przykryłam
kolejnym pudłem. Po dwóch dniach czapka była na dole.
Potem moje dziecko schowało czapkę do pudła, pudło włożyło do kolejnego
pudła i przykryło jeszcze jednym.
O piątej rano obudził nas straszliwy huk na strychu, szuranie,
przewalanie i łomot. I po jakiś 20-tu minutach tego hałasu ze strychu
zleciało 1 pudło. Potem zlazł Chochlik i pudło zepchnął kulturalnie po
schodach - na parter. Po czym zaczął wydłubywać z niego czapkę
Chyba muszę się przyzwyczaić to wełnianych strzępków w domu
"
A oto zdjęcia Chochlika z "wakacji" (koty mieszkały 2 tygodnie w Warszawie pod nieobecność opiekunów, a wakacyjna opiekunka rozpieszczała je niemożebnie, więc było im jak na wczasach w Ciechocinku)
