U nas sporo się dzieje.
W sprawie trójłapka także.
Myślałam ,że napiszę fajne wieści cieszące Was i nas. Jednak nie da się. Czasem tak bywa.
Ogłosiłam Florusia pisząc tekst z serca. Dołączając byle jakie fotki naszego chłopaka. Odezwała się fajna dziewczyna, Natalka. I nasz Floruś pojechał do domku w zeszły czwartek. Domek przez Małgosię (za co dziękuję

) sprawdzony. Mający wiele cierpliwości. Miałam obawy. Jak zwykle zresztą. Ale wizyta PA rozwiała je i wydawało by się ,że wszystko jest w porządku. Tylko nikt z nas nie wziął pod uwagę Florkowych uczuć. Mimo obiecujących początków nasze macho postanowiło nie współpracować nową Panią. O ile kuwetka dość szybko została prawidłowo zaliczona. O tyle reszta zachowania kociska przyprawiła dwa domy o zawroty głowy. Floruś postanowił ... nie jeść. Ot, tylko tyle. W tej sprawie Natalka zawalczyła i udała się do lecznicy po dwóch dobach nie żarcia by go przebadać i ewentualnie wzmocnić kroplówkami. Co też się stało. Bo choroby zostały wykluczone. Po powrocie rzucił mocnego focha! Zaklinował się za łóżkiem i postanowił się wykończyć głodówką. Nic go nie skusiło. Szwedzki stół nie zadziałał. Przestał też pić. Bo jak szaleć to szaleć. W nocy przemieszczał się ale omijał miski łukiem szerokim. Telefony były gorące. Każdy sposób był wykorzystywany. Ale Florek odpuścił sobie życie. Zapadła decyzja o powrocie. Jest u nas od rana. Niespokojny deczko, nastroszony , z mniejszym pysiem. Ale łasi się, gada i żali. Obsyczał mnie na początek ale przybiegł na zawołanie. I stało się najważniejsze. Zaczął jeść. Powolutku różne smaczki łyka. I tuli się, tuli, tuli...
Czasem tak bywa, że mimo dobrych chęci dom i kot nie znajdują wspólnego mianownika. Nie ma tutaj niczyjej winy.
Za kilka dni, jak ochłonie, zrobię mu badania czy nie ucierpiał w tej swojej głodówce.
Każda adopcja jest trudna. Ale Florkowa była mega trudna.
Facet okazał się być wyjątkowo upartym draniem.
Za stara jestem na takie nerwy!