Przepraszam za milczenie. Ale nie mogę się pozbierać. Nerwy, zmęczenie i obłędny strach o Violinkę panuje u mnie w środku.
Wczoraj gdy przyszłam z pracy zrobiłam przegląd chorutków. Małą nie podobała mi się "dotykowo". Oczki też były takie sobie. Termometr wykazał poniżej 37. Telefon do wetki. Decyzja, jedziemy do Sfory. Tam mają namiot tlenowy. Telefon do gusiek1 czy może nas zawieźć. Bez słowa się zgodziła. Dziękuję
Transporter, kocyk, termofor, kapownik z leczeniem, fotki rtg ...Danka też się ubrała by wspomóc psychicznie. I pilnować transportera gdyby trzeba było zagadywać małą.
Za mały czas już Ewa jest i ruszamy.
W lecznicy dużo ludzi. Ogrom jak dla mnie. Mówię w rejestracji, że mam ciężko chorego, umierającego kota. Z nerwów zapomniałam jak malunia ma na imię. Zawołana szybko lekarka sprawdziła stan małej i od razu zaniosła pod tlen. Siedzimy i czekamy. Przyszła za jakiś czas młoda wetka pytając kto jest z Violą. Zaprosiła mnie do gabinetu zabiegowego celem uzyskania wywiadu.Uff, mam wszystko w zeszycie. Ale to nie tylko był wywiad. Od razu wzięto się za Violę. W pierwszej kolejności zrobiono fotki rtg. Cykano je szybko i raz za razem by jakieś sensowne uzyskać.Viola nawet sił nie ma by protestować.
Dzięki temu "wywiadowi" ominęliśmy tabun czekających. Ja mogłam czekać ale dobrze ,że dziewunia trafiła pod tlen. Jestem im ogromnie wdzięczna za szybkość reakcji
Siedzimy. Przyszła wetka zdać sprawozdanie. Pierwsze pytanie czy mogła skądś spaść. NIE u nas!

Ale została wyrzucona z auta! Okazuje się ,że Viola ma uszkodzone narządy wewnętrzne. Płuca się jej zapadają. Dusi się. Czeka ją konsultacja kardiologiczna. USG klatki piersiowej. Badania. Jakieś konsylium. Musi zostać. Wiem,że musi! Mamy jechać do domu i czekać na telefon. Będzie późno! Niech tak będzie byleby był.
Pojechałyśmy. Telefonu nie było ale ja dodzwoniłam się około 1.30 w nocy.
Wet przepraszał ale miał pacjentów a potem nie miał śmiałości dryndać z uwagi na godzinę.
Viola ma wielką prawą komorę serca. Jeśli przeżyje za 4-6 tygodni mamy powtórzyć echo i usg. Ale to nie jest najgorsze. ma płyn w brzuszku ale na razie to też nie jest najgorsze. Najgorsze są płuca, które są nie napowietrzone. Tak to określił. Zapadają się na skutek prawdopodobnie ciężkiego uderzenia o coś. Kot dusi się powoli i ciągle. Podane przez nas leki i tlen , gdy zachorowała, opóźniły proces ale nie zatrzymały. Powiększona jest też prawdopodobnie wątroba. I prawdopodobnie jest w brzuniu wielka przepuklina i uciska płuco, serce... Wygląda też na to ,że wątroba
wbiła się w tą przepuklinę. Ale to są tylko sugestie bo nie można było przeprowadzić laparoskopii zwiadowczej z uwagi na jej ciężki stan. Jeśli to potwierdzi się czeka Violę ciężka operacja. Teraz najważniejsze by przeżyła!
Zostawiłam ją na dziś w szpitaliku, pod tlenem. Sugerowano mi by tak zrobić bo to najlepsze. Jeśli tak trzeba to zostanie tyle ile konieczne będzie. Mam dzwonić po pracy. Według doktorka kot, gdy dojdzie do siebie jako tako, lepiej leczy się w domu. Też tak uważam bo obce zapachy i dźwięki, twarze mogą przerażać dziecko kocie. Zaordynowano mocny antybiotyk podawany dożylnie. Z jego podawaniem sobie poradzę w domu. Nie będę jej wozić 2 x dziennie do lecznicy. Ma też mieć nebulizator by zwiększyć pojemność płuc i wspomóc oddychanie.
Zrobię wszystko co trzeba byleby tylko walczyć Viola chciała.
Napisane chaotycznie. Przepraszam. Tak zrozumiałam. A medyczne nazwy, nazwiska doktorów... i pojęcia szybko mi wyleciały z głowy
A tego sqrwy...syna za to co tym dzieciom zafundował taki nędzny los, niech piekło pochłonie. Jak musiano nimi trzasnąć by takie obrażenia powstały. Do tego jeden umarł zagryziony przez psa. Drugi walczy.
Nawet mi do głowy nie przyszło ,że ona jest tak obita. Byłam, i owszem, umówiona na usg klatki piersiowej i brzuszka ale dopiero w czwartek. Takie terminy. Terminy na wagę życia.
Kciuki, kciuki, kciuki potrzebne mocne.